REGULAMIN I TEMATYKA

Witam wszystkich, którzy choć trochę pofatygowali się, aby wejść na tego bloga i przeczytać przynajmniej jeden rozdział.
Zanim przejdę do opisu tego, co znajdziecie w moim blogu, zamieszczam regulamin i zalecam przestrzegania zasad.

1. Blog jest o miłości Rona i Hermiony, więc jeśli ktoś nie akceptuje tego paringu bądź nie jest fanem Harry'ego Pottera, niech lepiej opuści tę stronę, bo to nie na jego nerwy (wiem coś o tym).
2. Nie toleruję komentarzy związanych z jakimiś "Dramione", "Harry&Hermiona forever" albo inne głupoty, np. "Ron jest brzydki, a Hermiona pasuje tylko do Draco". Dlaczego? A dlatego, że po prostu nie mogę znieść innego połączenia niż R/Hr, więc proszę o wyrozumiałość.
3. Kopiowanie treści jest dozwolone, ale tylko pod warunkiem powiadomienia mnie o zaistniałej sytuacji.
4. Życzę miłego czytania! :)

Jeżeli przyjdą mi w najbliższym czasie dodatkowe punkty regulaminu, zamieszczę je na blogu niezwłocznie.

A teraz o treści...

Jest rok 1998, 25 maja, czyli dokładnie 23 dni po II Bitwie o Hogwart. Harry i Hermiona mieszkają tymczasowo w Norze, rodzinnym domu Weasleyów. Trwa odbudowa zamku, w którym mieści się szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Nasza trójka + Ginny pomagają w renowacji budynku wraz z przyjaciółmi: Luną, Neville'm, Seamus'em, Dean'em i itd. Na początku akcja toczy się głównie w domu Rona i Ginny, w Hogwarcie oraz w okolicach, później przeniesie się m.in. na Florydę, do nowego domu Harry'ego, do małego mieszkanka Rona i Hermiony.
Rozdziały dzielą się na:
-"mroczne"
-śmieszne i zabawne
-romantyczne
-o nastoletniej miłości
-z kłótniami

Obecnie mam nadzieję napisać ok. 40 rozdziałów, lecz wszystko może się zmienić. Notki dodaję w różnym czasie ze względu na naukę i sprawy osobiste.

Mam wielką nadzieję, że moja historia spodoba się chociaż kilku osobom :) Zapraszam do lektury!

piątek, 11 marca 2011

W każdej sekundzie

Tadaam! Jak mówiłam, że jeszcze dzisiaj, to jeszcze dzisiaj! :)
Ta notka będzie trochę dziwna, odbiegająca jakby od czegokolwiek, ale co tam, pech z tym... xD No dobra, nie miałam chyba wtedy weny, zmusiłam się do napisania, gdyż nie mogę żyć bez Rona i Hermiony i tego durnego bloga, he he :D Mam nadzieję, że się będzie podobać! :)


Od tamtego intymnego zdarzenia między Ronem i Hermioną minęły trzy tygodnie. Lipiec powoli dobiegał końca. Ron zaczął pracę w sklepie George’a w ubiegłym tygodniu i niewiele jak na razie zarobił, ale był z siebie bardzo zadowolony. Do Nory wracał codziennie ok. godziny osiemnastej. Był zazwyczaj zmęczony po całym dniu roboty i często jadł spory obiad, po czym albo kładł się spać (już w swoim pokoju), albo rzucał się na kanapę w salonie Weasleyów i nic nie robił. Jego matka dostawała szału, gdy wchodziła do pokoju, w którym jej syn leżał jak długi na sofie i zbijał bąki. Jednak mimo tego, starała się na niego nie krzyczeć, zważając na fakt, że podjął pierwszą w swoim życiu pracę i miał prawo się zmęczyć.
 Harry rozpoczął niedawno wstępne szkolenia na Aurora w Ministerstwie Magii. Prawdziwą naukę miał zacząć dopiero w następne wakacje, kiedy skończy Hogwart. Po każdym powrocie z Londynu zachowywał się podobnie jak jego przyjaciel, z tym wyjątkiem, że Potter starał się spędzać wolny czas z Ginny. Wyczerpany przeglądaniem papierów z notatkami, kładł się na kolanach swojej dziewczyny, a ona przeczesywała mu włosy palcami i całowała w czoło. Inna sytuacja była u Rona i Hermiony.
Hermiona przygotowywała się do powrotu do Hogwartu. Nie miała jeszcze wszystkich książek, ale i tak zawsze potrafiła znaleźć sobie dobry powód, żeby się pouczyć. Wówczas wychodziła z domu, aby się przejść. Kiedy już znalazła odpowiednio spokojne miejsce, siadała na trawie i zakuwała. Utrudniało jej to kontakty z Ronem, ale miała nadzieję, że nauka nie oddali ich zanadto od siebie.
Ron również nie miał czasu dla panny Granger, a przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Pewnego dnia stwierdził, że Hermiona nie chce z nim spędzać wolnych chwil, które poświęca na ciągłe uczenie się. Rozumiał jej zapał, bo znał ją nie od dziś i wiedział, że oprócz bezgranicznej i prawdziwej miłości jego dziewczyna ceni sobie też mądrość. Nie chciał jej zrażać do siebie systematycznym marudzeniem, co i tak mimo wszystko mu się zdarzało. Nauka odsuwała ich od siebie, tego Ronald Weasley był pewien.
Któregoś wieczoru czwórka przyjaciół odpoczywała w salonie. Ogień płonął w kominku, atmosfera była przyjemna. Harry usiadł wygodnie w czerwonym fotelu, a Ginny zwaliła mu się na kolana. Dziewczyna wtuliła się w jego tors, a czarnowłosy objął ją jedną ręką. Ron rozłożył się po raz kolejny na kanapie, podparł głowę rękami i zaczął nucić pod nosem jakąś melodię. Hermiona zaś siedziała na dywanie i pożerała jednym tchem Standardową księgę zaklęć (stopień 7). Nie zwracała uwagi ani na zawodzenie Rona, ani na Harry’ego i Ginny szepczących do siebie miłe słówka. Studiowała w tej chwili rozdział ósmy, w którym była mowa o niewłaściwym użyciu zaklęcia zwodzącego. Skończywszy czytać jedną stronę, przerzuciła kartkę. W rzeczywistości treść lektury obchodziła ją najmniej. Hermiona zauważyła przez parę ubiegłych dni, że Ron przestał zwracać na nią jakąkolwiek uwagę. Czyżby stała mu się obojętna? „To głupie” – pomyślała – „Przecież on mnie kocha. Może powinniśmy najzwyczajniej w świecie odpocząć od siebie”.
Po kilkunastu minutach wpadła na „genialny” pomysł zwrócenia na siebie uwagi rudzielca. Zamknęła księgę, wzięła ją pod pachę i wstała. Otrzepała się i ze złością stwierdziła, że nikt się tym nie przejął. Ginny i Harry nadal siedzieli w fotelu, co chwila całując się namiętnie, słowem – świata poza sobą nie widzieli. Natomiast Ron nie widział świata poza tępym gapieniem się w sufit, co jeszcze bardziej zirytowało jego dziewczynę. Hermiona odchrząknęła, idealnie naśladując Dolores Umbridge, po czym zaczęła wiercić wzrokiem Weasleya. Para wtulona w siebie przy kominku przestała na moment rozkoszować się sobą i oboje spojrzeli na wkurzoną do granic możliwości przyjaciółkę.
-Idę na dwór – powiedziała, ale nie ruszyła się z miejsca, obserwując reakcję Rona.
Oczywiście takowej się nie doczekała.
-WYCHODZĘ – powtórzyła z naciskiem Hermiona.
Harry i Ginny także zaczęli wpatrywać się w rudego, który dopiero wówczas zrozumiał, o co chodzi. Przechylił głowę w stronę panny Granger, uśmiechnął się uroczo i pomachał jej na dowidzenia. Widocznie nie miał pojęcia, co za chwilę nastąpi przez ten jeden głupi gest.
-RON, JESTEŚ PRZEOKROPNYM EGOISTĄ! – ryknęła brunetka na całe gardło
Po czym nie czekając na żadne posunięcie ze strony swojego chłopaka, odwróciła się na pięcie, rzuciła ciężkim tomem prosto w Rona i wyszła.
-Wiesz, stary – zaczął Harry – Lubię Hermionę i w ogóle, ale teraz to ci współczuję.
-Ale Harry, ja kompletnie nie wiem, o co jej chodzi! – żachnął się Weasley i zwalił księgę na podłogę.
-A ja ci powiem, idioto, że jakbyś chociaż trochę myślał, to byś ani nie zarobił tym tomiskiem, ani nie był skazany na wrzaski Hermiony.
Ginny wystawiła język do brata, zeszła z kolan swojego chłopaka i oznajmiła, że idzie poszukać Hermiony, bo pewnie biedaczka wypłakuje oczy przez kretyna, jakim jest Ron.
-Ty się orientujesz w ich mózgach, Harry? – spytał po chwili Ron.
Czarnowłosy podrapał się po głowie.
-Nie, Ron. Ja nigdy nie zrozumiem dziewczyn.
-Dokładnie.


Hermiona siedziała przed domem Weasleyów, i rzeczywiście, płakała. Gorące łzy skapywały na jej szarą spódniczkę, kiedy skulona obserwowała loty ptaków na niebie. Myślała o Ronie i o tym, jak bardzo się od siebie oddalili przez zaledwie kilkanaście dni. Aż strach pomyśleć, co by się stało z ich związkiem podczas pobytu Hermiony w Hogwarcie. Dziesięć miesięcy to długi okres czasu, a oni już po trzech tygodniach są sobie mniej bliscy niż byli na początku lata. Dziewczyna darzyła Rona tak wielkim uczuciem, że nie wyobrażała sobie rozłąki z nim, a tym bardziej zerwania, gdyby ich związek nie przetrwał próby czasu. Tego się bała w tej chwili najbardziej –straty ukochanego Ronalda Weasleya.
Jej rozmyślania przerwała osoba, która po cichu zakradła się do niej od tyłu i przycupnęła obok niej na schodku. Poklepała ją delikatnie po plecach i milczała, czekając na słowa Hermiony. Ginny była jej podporą w sprawach sercowych. Kiedy nie miał jej kto pocieszyć w czwartej klasie po Balu Bożonarodzeniowym, kiedy Ron chodził z Lavender na szóstym roku, to ta mała ruda istotka siadała naprzeciwko niej i starała się ją zrozumieć. Najmłodsza z Weasleyów była jej najlepszą i jedyną przyjaciółką.
-Dlaczego on nie m-może dojrzeć, G-Ginny? – wyjąkała Hermiona – D-dlaczego on wciąż m-mi to robi?
Ginny westchnęła i spojrzała w dal, przed siebie.
-Bywa, że mój brat to istny palant, Hermiono, i ty o tym wiesz. Ale… on dojrzał, naprawdę. Nie chcę go bronić czy coś, bo to nie o to chodzi, po prostu znam go chyba najlepiej i zauważyłam tę zmianę, którą może faktycznie nie za bardzo widać. Zaufaj mi. Ron to wspaniały chłopak.
Brunetkę rozbawiło to stwierdzenie, gdyż Ginny prawie zawsze dawała wszystkim do zrozumienia, że Ron to debil, idiota i totalny pajac.
-I ty to m-mówisz? Ty, G-Ginny?
-Zejdź ze mnie, Herm! – parsknęła jej przyjaciółka, wystawiając do niej język – Kocham Rona, to mój brat. W każdym rodzeństwie tak jest.
-No tak… Ale tego wiedzieć nie mogłam, ja nie mam rodzeństwa – przypomniała jej Hermiona i pociągnęła głośno nosem.
-Nie, ale kochasz go tak samo jak ja.
-Nie…
Brunetka zamilkła, wpatrując się w horyzont. Słońce już prawie zaszło, na dworze robiło się chłodniej i ciemniej. Pannę Granger nawiedziła wizja upojnej nocy z Ronem, którą natychmiast od siebie odsunęła i na powrót skupiła się na rozmowie.
-Ale Herm – zaczęła Ginny z lekkim niepokojem w głosie – Przecież ty kochasz Rona, tak?
Dziewczyna odwróciła do niej głowę.
-Oczywiście, że tak – odparła.
-No to czemu…
-Nie kocham go jak brata, Ginny – przerwała jej Hermiona – Kocham go jak…
Nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa. No bo jak mogła kochać Rona? Jak męża? Narzeczonego? Chłopaka? To takie bez sensu!
-W każdym razie w inny sposób – dokończyła, nie wymyślając żadnego pasującego określenia.
-To tak jak ja Harry’ego – stwierdziła rudowłosa i uśmiechnęła się na samą myśl o swoim chłopaku.


-Gdzie one polazły, stary?
-A bo ja wiem! Nie chcę wiedzieć, Ginny i tak do mnie wróci, a wtedy pój…
-Ale Hermiona! Harry, ja muszę z nią pogadać.
Ron wstał z kanapy, przeciągnął się i zostawił oszołomionego przyjaciela w salonie. „Pewnie poszła na górę, do swojego pokoju albo na strych” – myślał chłopak, wspinając się po schodach na piętro – „W razie czego sprawdzę jeszcze u siebie…”
Weasley zajrzał do pokoju Hermiony, na strych i do swojej sypialni, ale nigdzie jej nie znalazł. Wpadł na pomysł, że może poszła się przejść, aby zebrać myśli. Wiedziony taką inicjatywą, zbiegł na dół i skierował się w stronę uchylonych drzwi, za którymi ujrzał głowy jego siostry i dziewczyny. Przystanął i zaczął słuchać ich rozmowy…
-Bardzo mi go teraz brakuje, Ginny – mówiła Hermiona – Oddalamy się od siebie z każdym dniem…
-Zauważyłam.
-To dlaczego on tego nie widzi? Dlaczego Ron nie widzi, że czytam te głupie książki tylko po to, żeby robić cokolwiek?
-No wiesz… Ron to dziwne zjawisko.
Hermiona wybuchnęła perlistym śmiechem, który, obserwujący ją w ukryciu Ron, tak bardzo uwielbiał.
-Fizyczne – dodała jego dziewczyna.
Tym razem to rudzielec zachichotał.
-No widzisz? Nie będziesz miała z nim łatwo. O ile w ogóle chcesz przez to wszystko przechodzić.
Chłopak wstrzymał oddech. Co jeśli jego Hermiona powie „nie”?
-Oczywiście, że chcę. Kocham go i mi na nim zależy, tyle że… nie wiem, czy on kocha mnie...
Ron nie był w stanie wytrzymać w ciszy, jaka zapanowała na jedną krótką chwilę. Odepchnął drzwi i stanął przed Hermioną.
-Jasne, że cię kocham! – powiedział nieco urażonym głosem – Dlaczego myślisz, że jest inaczej?
Brunetkę zamurowało. Patrzyła na swojego chłopaka, a z każdą minutą jej policzki coraz bardziej się rumieniły.
-J-ja... – zająknęła się – No b-bo ty… Ja m-myślałam…
Ginny uznała, że powinna zostawić ich samych, toteż podniosła się i cichymi krokami wycofała się do wnętrza Nory.
Byli sami. Wreszcie, po trzech długich i trudnych tygodniach zostali sami.
-Myślałaś, że cię nie kocham? Że traktuję cię jak tymczasową zabawkę? – spytał Ron, spoglądając na nią spode łba z niedowierzaniem.
-Przepraaaaaaaaasz-szaaaaam! - zaszlochała Hermiona, chowając głowę w ramionach.
-Nigdy nie byłaś dla mnie obojętna!     Nigdy! Byłem dla ciebie taki wredny przez te wszystkie lata właśnie dlatego, że coś dla mnie znaczyłaś! Kochałem cię przez cały czas! Co ja gadam, kocham cię! KOCHAM CIĘ, HERMIONO! Nie chcę, żebyś wątpiła w to, co do ciebie czuję…
Urwał, nie znajdując już słów. Czuł się tak, jakby zapomniał jak się mówi. Hermiona płakała głośno, a jej ciałem wstrząsały konwulsje. Ron uzmysłowił sobie, że ich miłość może właśnie z powodu kłótni jest tak piękna i prawdziwa.
Minęło kilka smutnych i ciężkich minut, gdy rudzielec usiadł obok swojej dziewczyny. Miał mieszane uczucia – z jednej strony był sfrustrowany tym, że Hermiona mogła zwątpić w jego uczucia wobec niej, ale z drugiej zachował się jak ostatni kretyn, wrzeszcząc na nią i doprowadzając ją po raz kolejny do łez.
-N-nie chcę jechać do Hogwartu… - szepnęła jego dziewczyna – Już za tobą t-tęsknię, Ron…
-Hermiono… - zaczął, niepewnie przysuwając się do niej i otaczając ją ramieniem – Będę do ciebie pisał, wiesz? Może nawet przyjadę do ciebie… Jak George mnie puści. Ale będę z tobą, kochanie.
Hermiona pociągnęła nosem i podniosła głowę. Jej twarz była cała mokra od łez, kiedy przycisnęła do niej dłoń Rona.
-I przez c-cały czas… przez te kilka m-miesięcy… b-będziesz o mnie m-myślał? – zapytała, przytulając się do niego.
-W każdej sekundzie, Hermiono.


 No i tyle na dzisiaj :) Teraz robię sobie przerwę i następny post nie będzie rozdziałem, a ciągiem moich wywodów... Napiszę coś o sobie, o tym, co lubię (oprócz HP) itp., itd... Na pewno wstawię tam jakieś przynajmniej dwa teksty piosenek, które mi się szczególnie kojarzą z Ronem i Hermioną i ich relacjami oraz napiszę wam kilka tytułów i artystów, gdybyście chcieli powyobrażać sobie R i Hr, słuchając muzyki :) No! To mam nadzieję, że wszystko wam grało w tym nieszczęściu ;P

Magia książek

UWAGA!!!

Jest to kontynuacja poprzedniego rozdziału, tzn. Ron i Hermiona dalej siedzą na tym, pożal się Boże, strychu :)... No więc ten rozdział będzie z lekka przesadzony, nie wiem, co mnie napadło, żeby napisać takie zboczeństwa (nie no, żartuję xD)... W każdym razie tego rozdziału lepiej nie czytać, o ile chcę się mnie za coś pochwalić (bowiem gwarantuję wam wszystkim, że mnie skrytykujecie za tak karygodną notkę!!!). Ale nie, NIE, do niczego nie dojdzie, chociaż... chociaż będzie BLISKO, baaaaaardzo blisko xP. Aaa, i jeszcze proszę nie czepiać się co do mojej własnej historii Romea i Julii, bo kiedy pisałam tę notkę, nie miałam Internetu, więc musiałam brać z głowy to, co mniej więcej wiedziałam o tym romansidle, he he. Na końcu napiszę wiersze, które się pojawią, i autorkę. Miłego czytania! :)


PS Uważajcie na oczy, bo mogą wam wyleźć z orbit po przeczytaniu tego czegoś :D




Hermiona usadowiła się wygodnie na materacu. W dłoni trzymała niewielką książeczkę o jasnoróżowej okładce. Ron położył się do niej bokiem i oparł na łokciu, żeby widzieć jej twarz.
-Dokładnie nie pamiętam historii Romea i Julii… - zaczęła dziewczyna – Ale mogę ci opowiedzieć w skrócie, jeśli chcesz.
-Bardzo – odparł Ron.
Uśmiechnęła się do niego któryś raz z kolei dzisiejszego wieczoru.
-No dobrze… A więc… Dawno, dawno temu w Weronie żyły dwie rodziny, które od niepamiętnych czasów toczyły ze sobą „wojny domowe”. Nienawidziły się nawzajem i co chwila przyczyniały się do wybuchu kolejnych sporów i kłótni. Romeo był młodzieńcem pochodzącym z jednej rodziny, Julia piękną dziewczyną, która wywodziła się z drugiej. Pewnego dnia ojciec i matka Julii zrobili w swym domu bal maskowy. Romeo zobaczył na nim Julię i zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia… a ona w nim. Potem spotykali się potajemnie i spędzali ze sobą miłe chwile. Nikt nie podejrzewał ich o romans…
-Ale zaraz – przerwał jej rudzielec – Jak to? Nikt się nie domyślił, że są zakochani? No przecież takie rzeczy widać!
-Spokojnie – odparła Hermiona – Zaraz się dowiesz, co było dalej…
Z czasem rodziny obojga kochanków dowiedziały się o całym zajściu i wybuchła następna „wojna domowa”. W wyniku sporu między rodzinami doszło do śmierci bliskich Julii i Romea. Zginął między innymi przyjaciel chłopaka.
-Rany – westchnął po raz kolejny Ron – Jakby zabili Harry’ego, to…
Ale nie dokończył, widząc minę swojej dziewczyny.
- Później ojciec i matka Julii chcieli wydać córkę za mąż za Parysa, bogatego panicza. Oczywiście dziewczyna nie mogła się na to zgodzić ze względu na miłość do Romea. W dniu ślubu Julia wypiła miksturę, dzięki której zasnęła głębokim snem na wiele godzin. Wszyscy myśleli, że nastąpił zgon, Romeo również. Nie wiedział nic o planie ukochanej i kiedy zobaczył ją śpiącą, myśląc, że jest martwa, wypił truciznę i umarł. Gdy Julia obudziła się i ujrzała martwego Romea, targnęła nią rozpacz. Nie mogła pogodzić się z tak ogromną stratą, toteż wzięła sztylet i…
-Zabiła się?
-Tak – rzekła Hermiona – Julia wbiła sobie nóż w pierś i padła obok ukochanego. No i w sumie to koniec historii.
-A ich rodziny? – zaciekawił się Ron – Przestały się kłócić?
-Śmierć Romea i Julii dała im dużo do myślenia. Zawarli między sobą pokój, ale unikali się.
-Kurczę… To okropne. I mugole czytają o takich rzeczach? Jakby prawdziwy świat nie był wystarczająco przygnębiający…
Dziewczyna położyła się na brzuchu i odwróciła głowę w stronę rudego.
-Wiem, Ron. Ale ludzie raczej tak tego nie widzą. Nie wszyscy przeżyli tyle co Harry, ty albo ja…
Ron kiwnął głową i zamyślił się.
-W każdym razie – powiedział po chwili – Mój świat jest teraz na pewno dużo piękniejszy.
Hermiona spłonęła rumieńcem, podobnie jak jej chłopak, którego uszy nabrały niezdrowej, czerwonawej barwy.
-Będzie mi ciebie brakowało w Hogwarcie – szepnęła, przysuwając się bliżej niego – Tyle miesięcy bez ciebie…
Milczał.
-…Nie jestem pewna, czy chcę cię zostawić, Ron – mówiła dalej, spuszczając wzrok – Nie chcę spędzić tylu dni, tylu godzin w samotności… Zbyt wiele lat, ja …
Nie wytrzymała. Może była zbyt wrażliwa w sprawach sercowych. Hermiona wtuliła się w tors Rona i zaszlochała.
-N-nie chcę, żeby wszystko się pop-psuło… Ron, ty… R-Ron, ty zapomnisz o m-mnie…
Ron przytulił ją mocniej. Pragnął, żeby w jego ramionach odnalazła poczucie bezpieczeństwa i miłość, żeby usłyszała bicie jego serca, które tak bardzo ją kochało.
-Co ty mówisz, Hermiono? Ciii… nie płacz już. Za cholerę bym cię nie zostawił. Nigdy! Rozumiesz?
-T-tak...
Delikatnie przeczesał palcami jej loki.
-Ty nie jesteś Lavender. Jesteś zbyt cudowna, żeby nią być – powiedział.
Hermiona powoli się uspokajała. Po kilku minutach odsunęła się od niego na tyle, żeby móc otworzyć książkę, którą wciąż trzymała w prawej dłoni.
-Mam tu wiersze - odchrząknęła brunetka.
-Wiersze? Też mugolskiej autorki?
-Tak.
Zaczęła wertować tomik, aż w końcu znalazła to, czego szukała.
-Posłuchaj tego.

„Oczy twe są ciche jeszcze, oczy twe są ciche jeszcze,
kiedy bierzesz mnie w ramiona –
spokojnych gwiazd płyną deszcze, łagodnych gwiazd płyną deszcze
i śnieg na śniegu gdzieś kona.

W milczeniu zbladły nam twarze, w milczeniu zgasły nam twarze
i dusze bledną w miłości…
w błękitnym stoi oparze, w półsennym stoi oparze
różowe serce światłości…

Spoczywam na twoim łożu, zasypiam na twoim łożu,
jak na dnie srebrzystych noszy,
stojących gdzieś na rozdrożu, wstrzymanych gdzieś na rozdrożu
w oczekiwaniu rozkoszy…”


-Piękne… - westchnęła Hermiona i przerzuciła kilka kartek.
-Ty jesteś piękna, Hermiono – powiedział Ron i odgarnął jej włosy za ucho.
Znowu poczuli dreszcze przechodzące przez całe ich ciała. Przyjemne dreszcze rozkoszy.
-Czytaj mi jeszcze – poprosił ją rudzielec, a ona znalazła kolejny utwór.

„Gdy pochylisz nade mną twe usta pocałunkami nabrzmiałe,
usta moje ulecą jak dwa skrzydełka ze strachu białe,
krew moja się zerwie, aby uciekać daleko, daleko
i o twarz mi uderzy płonącą czerwoną rzeką.
Oczy moje, które pod wzrokiem twym słodkim się niebią,
oczy moje umrą, a powieki je cicho pogrzebią.
Pierś moja w objęciu twej ręki stopi się jakby śnieg,
i cała zniknę jak obłok, na którym za mocny wicher legł.”

-Jak cię pocałuję, kochanie…- szepnął Ron - … to nie znikniesz, prawda…?
I „pochylił nad nią swe usta pocałunkami nabrzmiałe”. Hermiona uległa nieziemskiemu uczuciu błogiego szczęścia, oddając Ronowi swoje malinowe wargi. Przejął nad nią całkowitą kontrolę. Jej serce biło jak oszalałe w piersi, pragnąc wyskoczyć z niej. Jej dłonie niezdarnie błądziły po jego gorących policzkach, krew pulsowała w żyłach. Jeszcze trochę i staną się jednym ciałem, jednym sercem, jedną duszą…
Ron oparł się jedną ręką o materac, drugą trzymając pod głową Hermiony. Całował ją tak, jakby nigdy, już nigdy nie mógł posmakować jej ust. Przylgnął do niej na tyle, że czuł jej krągłości na swoim torsie. Powoli zaczął przesuwać swoją prawą dłoń wzdłuż jej pleców, aż do talii. Dziewczyna jęknęła, ale z pewnością z przyjemności, jaką dawał jej dotyk Weasleya. Ron poczuł, że oboje dłużej nie są w stanie powstrzymywać się od uczynienia czegoś zakazanego, ale pięknego. Od ostatecznego aktu miłości.
Chłopak oderwał się od niej na jedną, krótką chwilę. W kilka sekund podjęli wspólnie decyzję, nie porozumiewając się słowami. Oboje tego chcieli. Byli dorośli, więc co mogło im przeszkodzić?
-Hermiono, nie zamknąłem klapy… na strych… muszę… - wydyszał Ron i podniósł się na nogi.
Ona też wstała i poodsuwała miski, kieliszki, butelkę z winem i wszystko inne, co znajdywało się obok materaca. Następnie ułożyła na ich dotychczasowym posłaniu koce i poduszki. Kiedy odwróciła się w stronę rudzielca, ten kroczył już ku niej szybkim krokiem, prawie biegł. Po chwili ich usta ponownie połączyły się w szaleńczym pocałunku miłości…


-Harry? – szepnęła Ginny do swojego chłopaka.
Przyjęcie dla Billa i Fleur zdawało się nie mieć końca. Dochodziła północ, a goście i domownicy bawili się w najlepsze, tańcząc, rozmawiając i śmiejąc się do rozpuku przy kilku kieliszkach dębowego miodu i paru butelkach kremowego piwa. Molly i Artur Weasleyowie podrygiwali w rytm muzyki na parkiecie, razem z innymi parami. Bill i Fleur ulotnili się chwilowo na tyły domu (nie wiadomo, po co… :D). Harry połykał drugi kawałek tortu, a Ginny sączyła sok dyniowy ze swojego kubka w białe gwiazdy.
-Hm?
-Czy ty nie uważasz, że kogoś tu brakuje? – spytała rudowłosa.
-Co? A kogo?
Życie Harry’ego ostatnimi czasy obfitowało w takie przyjemności, że problemy innych zdawały się go nie obchodzić. Tak naprawdę miał już wszystko, czego potrzebował do szczęścia: rodzinę, przyjaciół, piękną dziewczynę i dom. Czuł się znakomicie. Pewnego dnia nawet stwierdził, pożerając ogromne ilości ciasteczek, że wrócił mu jakże dawno temu zatracony apetyt. Pamiętał lata strachu, kiedy jego egzystencja była w wielkim niebezpieczeństwie, a cieszyć się mógł jedynie z tego, że jeszcze żyje, a Voldemort znowu obrócił się w nicość, żeby niebawem odrodzić się jak feniks z popiołów. Harry Potter nie chciał do tego wracać. I nie zamierzał.
-A Ron i Hermiona to się w powietrzu rozpłynęli, tak?
Ginny dręczyła go niemiłosiernie, mącąc jego spokój Ronem i Hermioną.
-Oj Ginny! – jęknął, odkładając łyżeczkę na talerz po torcie – Nie wydaje ci się, że przesadzasz? Pewnie poszli gdzieś na spacer i teraz całują się w polu, bo ja wiem…
Dziewczyna odwróciła czarnowłosego w swoją stronę i pocałowała go miękko w usta. Harry odwzajemnił miły gest, po czym uśmiechnął się szeroko.
-Super – powiedział – To się nazywa życie!
-Życie jak w Madrycie – zachichotała Weasleyówna i poczochrała chłopakowi włosy.
-Ale wiesz – zastanowił się Potter – Może faktycznie ich poszukajmy, bo jeszcze zrobią coś głupiego…
-Co masz na myśli?
No i wtedy Harry nie mógł się powstrzymać i ryknął śmiechem na całe gardło.


…i Ron, nie przestając jej całować, ostrożnie położył ją na materacu. Usta mu już spierzchły, czego powodem była intensywność jego pocałunków. Pamiętał chodzenie z Lavender i jej pieszczoty, które były tak suche i zwiędłe w porównaniu do namiętnych pocałunków Hermiony, że aż jego samego zdziwił ten fakt.
   Hermiona co jakiś czas musiała odetchnąć i nabrać powietrza. W tym czasie rudzielec nie przestawał na czułościach i albo wodził dłońmi po całym jej ciele od szyi do pasa, albo całował ją w obojczyk i policzki. Dziewczyna była uległa. Leżała na posłaniu, całowana przez Rona, przeczesując palcami jego rude włosy lub wpijając paznokcie w jego plecy, kiedy pocałunki były intensywniejsze i bardziej gwałtowne.
  W pewnym momencie Ron klęknął, i nie przestając muskać wargami ust Hermiony, posadził ją sobie na kolanach. Jego dłoń dziwnym trafem znalazła się pod jej sukienką, w talii. Nie opierała się kiedy z ogromną szybkością zaczął ściągać z niej ubranie. Brunetka zerwała z niego błękitny T-shirt i oboje na chwilę spojrzeli na siebie. Hermiona nie miała na sobie teraz nic oprócz cienkiej czarnej bielizny, a Ron był tylko w dżinsach. Nie zastanawiali się długo nad konsekwencjami całej sytuacji. Chłopak na powrót w pełni oddał się całowaniu dziewczyny, a ona w pełni poddawaniu się jego pocałunkom…


Harry i Ginny szli za ręce w stronę Nory. Gwiazdy migotały na niebie, noc była przyjemna. Letni wiatr smagał zakochanych subtelnie po twarzach, targając lekko ich włosy.
-Harry, a może oni są w domu, co? No chyba by już wrócili z tego pola, jakby na nim w ogóle byli – zagadnęła Ginny swojego chłopaka, kiedy weszli do środka i usiedli na kanapie w dużym pokoju Weasleyów.
-Chyba tak. A zresztą możemy sprawdzić, jak tak bardzo ci zależy. Tylko żeby nie wyszło jak ostatnio…
-Wiem. To było głupie, ale przynajmniej się pośmialiśmy.
-W każdym razie jesteśmy kwita z Ronem – stwierdził Harry, wstając z kanapy i podając rudowłosej swoją dłoń - Ron też kiedyś wparował do twojej sypialni w dość NIEODPOWIEDNIM momencie…
-Pamiętam…
Para powolnym krokiem udała się na górę.


-Ron… biustonosz… - wydyszała Hermiona, opierając brodę na lewym ramieniu swojego chłopaka.
Jej ręce oplotły jego szyję, czerwone usta błądziły po jego nagim ramieniu. Dłonie Rona prześlizgnęły się z talii dziewczyny w stronę piersi, a potem na plecy. Kiedy znalazł zapięcie od stanika, zawahał się. Odsunął ją od siebie i przyjrzał się jej dokładnie. Pochłaniał wzrokiem jej całe, prawie obnażone ciało. Zdawała się być bardzo krucha w jego silnych ramionach. Ron nie chciał wyrządzić tej małej istotce żadnej krzywdy, więc spojrzał na nią raz jeszcze i westchnął.
-Nie możemy tego zrobić… ja nie chcę cię skrzywdzić, Hermiono… - szepnął, odgarniając loki z jej czoła.
-Oj przestań już…
W głosie Hermiony dało się słyszeć lekkie poirytowanie i nutkę pożądania. Postanowiła pójść „na całość” i sama sięgnęła do zapięcia bielizny. Po chwili czarny biustonosz znalazł się w prawej dłoni brunetki, a później na drewnianej podłodze.
Ron zbliżył się do niej i objął ją bardzo mocno; jego usta całowały jej policzki, szyję, obojczyk, dekolt…
Nie minęło nawet dziesięć minut, a kochankowie nie mieli już na sobie ani jednego skrawka ubrania. Zatracili się w przyjemności, jaką dawała im wzajemna miłość. Ron powoli, bardzo powoli zbliżył się do niej i już chciał zrobić to, co każdy mężczyzna w takiej sytuacji by uczynił, gdy nagle…
-Ron? Hermiona? Jesteście tu?
Chłopak natychmiast oderwał się od Hermiony, wdychając powietrze do płuc. Teraz dopiero mógł się jej uważnie przyjrzeć. Błyszczące brązowe włosy miała potargane do granic możliwości, pierś jej falowała, policzki były mocno czerwone, usta miała rozchylone. Ron wziął jeden z koców i przykrył nim dziewczynę, sam zaś zaczął szybko się ubierać. W kilka sekund miał na sobie spodnie i skarpetki. Uznał, że to wystarczy, po czym nakazał Hermionie odwrócić się do niego plecami.
-Ron, ty obrzydliwy hipokryto, otwieraj tę klapę, bo jak nie, to…
Rudzielec mruknął „Alohomora” i w otworze na strych ujrzał swoją rozeźloną siostrę i najlepszego kumpla, którzy wiercili go wzrokiem.
-Co jest? My tu śpimy! – burknął Weasley, krzyżując ręce na piersi.
-Taa, jasne, a ja jestem Voldemort i mam różowe gacie – prychnęła Ginny.
-Wpuścisz nas, stary?
Harry udawał obojętność, jak zwykł to robić w podobnych sytuacjach. W rzeczywistości, w jego mózgu powstawały takie wizje różnych zdarzeń, że nie sposób to sobie wyobrazić, nie będąc pod jego kruczoczarnym czerepem.
-Hermiona śpi.
-Chyba leży i czeka, aż jej stanik odepniesz! – żachnęła się rudowłosa i zaśmiała ironicznie.
-Ej, nie pozwalaj sobie, Ginny!
Twarz Rona nabierała coraz mniej zdrowej barwy, uszy zapłonęły mu czerwienią. Kiedy już miał rzucić się na siostrę z obelgami, obok niego stanęła Hermiona ubrana w swoją zwiewną i dosyć kusą koszulę nocną.
-Co się tutaj dzieje? Ginny, Harry… Co wy tu robicie? I czemu tak się wydzieracie? Ron, o co chodzi?
Doskonale udawała zaspaną i nie do końca przytomną. Ron przysiągł sobie w duszy, że będzie jej musiał za to podziękować, i to nie byle jak. Zwłaszcza, że wyraz twarzy Ginny stawał się z minuty na minutę głupszy.
-Eee… no bo my się zastanawialiśmy, gdzie wy się podzialiście… - zaczęła, szukając wsparcia u swojego chłopaka.
-I tak impreza się zaraz skończy – dodał Harry, uśmiechając się pod nosem.
-Ach… aha… - odparła Hermiona, przecierając oczy.
-No, ale… to my sobie już chyba pójdziemy… nie wiedzieliśmy, że śpicie… Dobranoc…
To były ostatnie słowa, jakie wypowiedziała Weasleyówna. Potem spłonęła rumieńcem, rzuciła bratu jeszcze jedno nienawistne spojrzenie, i łapiąc czarnowłosego za rękę, zniknęła im z oczu.
Kiedy Ron zamknął za nimi klapę, odwrócił się do Hermiony i oboje wybuchnęli gwałtownym śmiechem.


No i co, oczy wyszły z orbit? Mam nadzieję, że moi czytelnicy (o ile tacy są z wyjątkiem moich kochanych megan_* i Mionyy :D) nie będą musieli inwestować w szkła kontaktowe, okulary czy w najgorszym wypadku operację... *______*
A, no i wiersze:
oba należą do pani Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej (zbiór wierszy - "Tęsknoty szalone")
tytuły:
1. "Berceuse"
2. (nie ma tytułu, są ***, szukajcie jakby co po pierwszych wersach)

Następna notka jeszcze dzisiaj, ha ha ! :)

środa, 9 marca 2011

Plany


 Hej wam, ludzie! :) Nie wiem, dlaczego zwlekałam z dodaniem kolejnej notki, ale cóż, jakoś tak wyszło, że mi się odechciało... Oczywiście na kompie mam jeszcze chyba z dwa nowe rozdziały, ale dodam je, jak już skończę z trzecim :D No nic, i tak nikt tego nie skomentuje (bo ta strona jest jakaś felerna -.-)... Mimo wszystko mam nadzieję, że jednak ktoś tu wchodzi i to czyta, bo bardzo mi na tym zależy ;)



-Ron…
Hermiona delikatnie dotknęła policzka rudowłosego chłopaka, który bardzo głęboko spał. Grzywka opadała mu na czoło i przykrywała prawie połowę twarzy. Jedną rękę wsadził pod głowę, druga leżała bezwiednie na materacu, na którym spał. Hermiona przez chwilę kucała nad jego posłaniem, później usiadła po turecku przy nim i bardzo cicho powtarzała jego imię, chcąc go obudzić.
-Ron, kochanie…
Policzki brunetki zapłonęły czerwienią. Jeszcze nie mówiła do niego w ten sposób… Owszem, jego imię wymawiała nadzwyczaj czule, ale ani „kochanie”, ani „skarbie” nie przeszły jej jak dotychczas przez gardło. Ron dalej spał jak zabity, chrapiąc lekko.
Ale to jedno małe słówko onieśmieliło Hermionę. Wstydziła się przyznać przed samą sobą, że powiedziała coś takiego. Jej serce zabiło szybciej w ciągu tej dziwnej sekundy, krew zaszumiała w żyłach, poczuła „motylki” w brzuchu… Dłoń spoczywająca na twarzy Rona zaczęła drżeć, ale mimo to młoda czarownica wiedziała, że są to jak najbardziej pozytywne odczucia. Uśmiechnęła się nieśmiało do nieprzytomnego chłopaka. A więc go kochała, bardzo, bardzo kochała. Może była to jeszcze miłość niedojrzała, ale prawdziwa. Może Ron był jaki był ze swoimi wadami. Może ona w końcu zaangażuje się w to bardziej…
Hermiona pochyliła się nad nim i musnęła jego usta swoimi wargami.
-Udawałem – powiedział Ron, otwierając jedno oko i szczerząc się do niej.
Momentalnie Hermiona pacnęła go w głowę.
-No co?
Rudzielec usiadł na materacu i przetarł oczy. Ziewnął kilka razy i skupił wzrok na swojej dziewczynie.
-Pocałuj mnie, Ron. Tu i teraz, bo…
Resztę jej wypowiedzi dokończył Ron, przyciągając ją do siebie bardzo blisko i składając na jej ustach intensywny pocałunek. Brunetka rozchyliła lekko wargi i oddała się tej jakże przyjemnej czynności…
-Uuuuuuu.
Zakochani oderwali się od siebie w okamgnieniu.
-Harry! Ty świnio! – wrzasnął Ron w stronę czarnowłosego przyjaciela, świetnie bawiącego się ich kosztem.
-W pierwszej klasie za cholerę bym nie przypuszczał, że będziecie robić TAKIE rzeczy! – zachichotał Harry – Hermiono, przecież to wbrew twoim zasadom!
-No to się pan teraz doigrał, panie Potter! – krzyknęła Hermiona i rzuciła w chłopaka poduszką, którą miała pod ręką.
I tak rozpoczęła się bitwa na poduszki, w której udział wzięła również Ginny. Kiedy przyszła na strych, jej oczom ukazał się niecodzienny widok: Harry Potter walący poduszkami w co popadnie i w kogo popadnie i Ron Weasley obejmujący słaniającą się na nogach ze śmiechu Hermionę Granger. Rudowłosa dołączyła do nich prawie natychmiast. Została oczywiście wsparta przez swojego chłopaka, który zaczynał tracić rozum podczas bitwy na poduszki, tarzając się po ziemi i wyjąc z uciechy. Po jakimś czasie Ron też zaczął turlać się po drewnianej podłodze, po czym zwalił z nóg Hermionę. Spadła na niego z impetem, a że Weasley nie mógł się powstrzymać, pocałował ją jak wariat, tak, że brunetce oczy wyszły na wierzch. Pod koniec walki między rycerzami „Świnia Harry” i „Wariat Ron” (bo to głównie oni rozpoczęli tę walkę), obaj „bohaterowie” leżeli na ziemi albo ledwo stali na nogach. Śmiech rzeczywiście potrafi wykończyć człowieka, prawda?
W każdym razie Harry, Ginny, Ron i Hermiona pozbierali się w okamgnieniu i zeszli na śniadanie, potargani i z głupimi wyrazami twarzy.
-Co wam tak wesoło? – spytał George, który siedział przy stole i właśnie wertował „Proroka Codziennego”.
Czwórka przyjaciół w odpowiedzi parsknęła z uciechy.
-Dobra, nie pytam! – rudy rozłożył ręce na znak bezsilności i wrócił do czytania.
Śniadanie zostało spożyte przez domowników i ich gości w ciszy i spokoju, mimo kilkakrotnego usmarkania się pana Pottera bądź parsknięcia w owsiankę Ronalda Weasleya.
Kiedy Hermiona nakładała sobie masło na drugą kanapkę, George spojrzał jednoznacznie na swego najmłodszego brata. Wyglądało to tak, jakby chciał mu coś powiedzieć.
-Słuchaj, Ron – zaczął niepewnie – Przemyślałem twoją propozycję w związku z tą... – tu bezgłośnie wyartykułował słowo „pracą” - …i zgadzam się.
Ron promieniał ze szczęścia na tę wiadomość. Wreszcie będzie mógł sam zarobić pieniądze, znaleźć sobie małe mieszkanko, zamieszkać w nim z Hermioną, kupować jej sukienki, kosmetyki i… No właśnie. Przecież Hermiona nic nie wie o jego pomysłach na wspólne życie! Chłopak zmarkotniał, i zostawiając na talerzu niedokończoną owsiankę, wczołgał się po schodach na górę.
-Co jest? – zdziwił się George Weasley – Powiedziałem coś nie tak?
Nagle Harry przerwał panującą w kuchni ciszę, wybuchając tak niepohamowanym śmiechem, że Ginny musiała poklepać go po plecach i pacnąć w głowę.
-Hi hi… Osz kurde, przepraszam! – zarechotał czarnowłosy – Przypomniało mi się coś… BUAHAHAHAHAHA!!!


Pod wieczór Molly Weasley przygotowywała uroczystą kolację pożegnalną dla Billa i Fleur. Następnego dnia mieli wrócić do swojej małej Muszelki w związku z pracą Billa. Dostał pilne wezwanie i musiał niezwłocznie udać się do Francji. Jego żona skakała z radości i oznajmiła, że koniecznie odwiedzą jej rodziców w Paryżu.
Pani domu postanowiła zrobić przyjęcie w ogrodzie, jak to było w zwyczaju rodziny Weasleyów. Przygotowania trwały kilka godzin łącznie z gotowaniem, rozstawieniem namiotu i nakryciem stołu. Po południu Molly wysłała Rona na Pokątną, aby kupił potrzebne rzeczy na kolację pożegnalną. Oczywiście Hermiona była jak najbardziej chętna do zabrania się z nim, toteż ok. trzynastej oboje teleportowali się na magiczną ulicę.
Harry i Ginny mieli sporo pracy w ogrodzie, ustawiając namiot i wyczarowując odpowiednie ozdoby. Tak naprawdę to uporali się z tym migiem, a potem niepostrzeżenie wymknęli się na tyły domu. Przyjemności im nie zabrakło, z pewnością…
Natomiast Ron i Hermiona mieli nie lada problem z zakupami. Okazało się (ku zdziwieniu Rona), że na Pokątnej nie ma żadnego supermarketu czy czegoś w tym stylu, tak więc Hermiona zaproponowała, żeby udali się do mugolskiej części Londynu. Rudzielec był stanowczo przeciw całemu przedsięwzięciu, jednak kiedy dostał wielkiego całusa od swej dziewczyny, zrobił się potulny jak baranek i nie sprzeciwiał jej się przez całą „wycieczkę”. Do Nory wrócili po dwóch godzinach z charakterystycznym dla teleportacji pyknięciem. Nie zapomnieli o ani jednym produkcie, co bardzo ucieszyło matkę Rona i dała im fory na jakąś godzinę.
O dziewiętnastej pod namiotem w ogródku Weasleyów zebrała się masa osób – Harry Potter, Hermiona Granger, Weasleyowie i członkowie Zakonu Feniksa (wpadli przelotem :D). Kolacja odbyła się w całkiem rodzinnej atmosferze. Dorośli rozmawiali o najnowszych ciekawostkach ze świata magii, a młodsi cieszyli się sobą (czyt. Ron, Herm, Harry i Ginny). W trakcie przyjęcia Ronald głęboko się nad czymś zastanawiał, a mianowicie nad sprawą, którą dziś rano poruszył George. Chciał jak najprędzej wyjaśnić Hermionie, co miał na myśli jego brat, kiedy zgadzał się na jego propozycję o pracę. Dziewczyna nie miała pojęcia, co ją czeka ze strony rudzielca, ale nie dopytywała się go o nic w ciągu dnia. „Może zwyczajnie zapomniała” – myślał Ron – „Albo w ogóle nic nie usłyszała?...” Tak czy siak stwierdził, że brunetka musi poznać jego plany.
-Chodź – szepnął do niej i wziął ją za rękę.
Wstali od stołu niezauważeni; wszyscy byli zajęci swoimi sprawami i nikt nie przejął się ich nagłym zniknięciem.
-Co się dzieje, Ron? – spytała Hermiona.
Zdziwiła się, kiedy wszedł z nią do nieoświetlonego domu i poprowadził na piętro.
-Ron…?
-Nie bój się… - rzucił w ciemność rudzielec.
-Pewnie, że nie – panna Granger uśmiechnęła się pod nosem, a w jej głosie było słychać słodycz, oddanie i całkowite uwielbienie – Bo ty jesteś ze mną.
Ron przystanął na chwilę, odwrócił się do niej i przyciągnął ją do siebie. Błądził wargami po jej delikatnej twarzy, a kiedy znalazł malinowe usta, złożył na nich czuły pocałunek.
-Oczywiście, kochanie – szepnął, przyprawiając swoją dziewczynę o miłe dreszcze rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa.
Po chwili znaleźli się na powrót na strychu. Było tam jeszcze mroczniej niż w reszcie Nory. Ronald wyciągnął z tylnej kieszeni spodni różdżkę i mruknął Lumos. W pomieszczeniu zrobiło się jaśniej. Chłopak oświetlił sylwetkę Hermiony, aby upewnić się, że wciąż z nim jest. Brunetka stała niepewnie koło niego, drżąc na całym ciele. Nie lubiła ciemności, bała się jej. Brak światła napawał ją strachem, był przygnębiający i okropny. Pamiętała ciemność jeszcze z czasów, gdy cały magiczny świat znajdował się w rekach Voldemorta. Nie chciała, żeby przeszłość zamieniła się w teraźniejszość, nie chciała przeżywać wszystkiego na nowo, nie chciała stracić Rona, rodziców, przyjaciół… Trzęsącą dłoń wplotła w ciepłą dłoń Rona i spuściła wzrok na swoje stopy. Jej chłopak objął ją mocnym ramieniem i zaprowadził na materac, który tu, na strychu, pełnił rolę tymczasowego łóżka. Rudy posadził na nim Hermionę, a sam, zapewniając ją, że jej tu nie zostawi, zaczął szukać włącznika światła. Po chwili już na całym strychu zrobiło się jasno i przytulnie.
Ron usiadł koło Hermiony, która położyła mu głowę na kolanach i uśmiechnęła się do niego słodko. Chłopak odwzajemnił uśmiech, ale zaraz przypomniał sobie, że chciał z nią porozmawiać o pewnej bardzo istotnej sprawie…
-Hermiono, musimy porozmawiać – rzekł z powagą.
Dziewczyna momentalnie zmieniła wyraz twarzy.
-To bardzo ważne?
Zadała to pytanie niechętnie, jakby nie miała ochoty właśnie teraz rozmawiać o poważnych sprawach. Atmosfera, jaka panowała na strychu, rozluźniła ją – świece, materac, gwiazdy na niebie i obecność Rona sprawiły, że czuła się beztrosko i swobodnie, bez problemów, jak kilkuletnie dziecko. Myślała, że jej chłopak przyprowadził ją tu, ponieważ chciał z nią spędzić błogie chwile w romantycznym nastroju. Potrzebowała tego. Każdego wieczoru kładli się spać bez większych czułości, oprócz jednego, jedynego namiętnego pocałunku i powiedzenia sobie cichego „dobranoc”. Ron był często zmęczony całym dniem i Hermionie wydawało się, że on wtedy nie tęskni tak bardzo za jej dotykiem. Toteż nie była zachwycona, kiedy Weasley zaczął rozmowę od jakiegoś problemu.
-Myślę, że tak – odparł, delikatnie zdejmując ją ze swoich kolan i usadzając wygodnie obok siebie.
Hermiona wzięła rudzielca za rękę i spojrzała mu w oczy.
-A więc co takiego chciałeś mi powiedzieć, Ron?
-To znaczy ja… - zaczął, drapiąc się po swojej rudej czuprynie – Hermiono, obiecuję ci, że jak już powiem, o co mi chodzi, to spędzimy ten wieczór tak, jak ty będziesz chciała. To tak zanim przejdę do sedna sprawy.
Dziewczyna posłała mu pobłażliwy uśmiech i przytuliła się do jego ramienia.
-Dobrze. To teraz mów.
-No więc pamiętasz, co powiedział George dziś rano. Chodzi o tę pracę, o którą się go pytałem pod koniec czerwca… Bo widzisz, George mnie zatrudnił w Magicznych Dowcipach Weasleyów.
Tu zrobił krótką przerwę, żeby dać dojść Hermionie do głosu. Ona jednak pozwoliła mu mówić dalej.
-Hermiono… Ja chciałem trochę zarobić, no wiesz, usamodzielnić się… Zależy mi na nas i… i chciałbym zapewnić ci chociaż trochę… No wiesz, co mam na myśli. Harry zaczął szukać pracy w ministerstwie, stara się na Aurora, a ja nie kończę Hogwartu, a nie chcę niczego nie robić. Zresztą George’owi przyda się pomoc w sklepie po…
Reszta wypowiedzi ugrzęzła mu w gardle. Nie chciał wspominać Freda, nie chciał tylko utwierdzać się w tym, że jego brat już nie żyje. Jego dziewczyna zrozumiała jednak, dlaczego Ron przerwał, i mocno ścisnęła jego dłoń.
-Rozumiem, Ron – powiedziała, patrząc w jego smutne, błękitne oczy – I cieszę się, że tak do tego podchodzisz. Jeszcze dwa lata temu machnąłbyś na wszystko ręką… - tu Ron spojrzał na nią spode łba - …ale teraz widzę, że ci na mnie zależy. I naprawdę… naprawdę cię kocham, Ronaldzie Weasley.
Chłopak przyciągnął do siebie Hermionę i posadził ją sobie na kolanach. Odgarnął burzę loków z jej czoła i policzków i ujął twarz w obie dłonie. Ich nosy prawie się zetknęły. Hermiona zaczerwieniła się lekko i uśmiechnęła do rudzielca. Ron zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Tylko milimetry dzieliły ich usta od pocałunku.
-Kocham cię, Hermiono – szepnął.
-Bardzo dojrzałeś, Ron… - odparła.
Hermiona pocałowała Rona, oplatając jego szyję ramionami. Całowali się tak długo, namiętnie i intensywnie, że po chwili leżeli już na ziemi, nie przestając. I tym razem ani Harry, ani jego rudowłosa dziewczyna nie przeszkodzili im…
-Ron…!
Brunetka oderwała swoje usta od jego i wzięła głęboki wdech. Chłopak leżał na niej, ale jego ciężar nie był ani trochę odczuwalny. Zdziwił ją fakt, jak daleko posunęli się przez te kilka minut. Mało brakowało, a Ron swoimi wielkimi dłońmi ściągałby z niej jej zwiewną oliwkowozieloną sukienkę…
-Przepraszam – mruknął i usiadł na powrót na materacu.
-Nic się nie stało, tylko… - zaczęła Hermiona.
Jej oddech był nierówny, włosy miała lekko potargane a ubrania pogniecione. Nie bała się Weasleya, ufała mu bezgranicznie, ale mimo wszystko rozsądek nakazał jej zaprzestać. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco, mając nadzieję, że to wystarczy. Ale Ron nie był na nią zły. Być może zirytował go fakt, że jego dziewczyna nie jest jeszcze gotowa na żadne poważniejsze stosunki między nimi, ale nie mógł jej za to winić – podświadomość mówiła mu, że trochę się zapędził.
-Nie, Hermiono, to ja przesadziłem, przepraszam – powiedział i odwzajemnił uśmiech.
-Och, daj spokój, Ron - burknęła i zwinęła się w kłębek – Nie myśl sobie przypadkiem, że ja tego nie chciałam.
Była widocznie wściekła na siebie za swoją manię na punkcie przestrzegania zasad, która jej pozostała z czasów Hogwartu. Przy rudzielcu chciała się zmienić, zapomnieć o dawnym „ja” i zacząć wszystko od nowa, już przy boku kogoś takiego jak Ron Weasley. „Cholerna grzeczna dziewczynka” – pomyślała.
-Nie obwiniaj siebie, bo to ja przekroczyłem pewne granice i…
-Dobrze, skończmy ten temat – przerwała mu – Nie chcę się z tobą kłócić, a długo cię znam, Ron, i wiem, że jak się zaprzesz w sobie, to nie odpuścisz. Ja też tak mam, cholerna upartość…
Wyrzucała z siebie słowa, a jej czoło coraz bardziej marszczyło się po każdym obraźliwym zdaniu na swój temat. Ron czuł się beznadziejnie ze względu na idiotyzm całej sytuacji. Po jakimś czasie Hermiona uspokoiła się (w skrócie: popłakała się, przytuliła do Rona i pocałowała go na przeprosiny w policzek) i oboje zaczęli przyjemniejszą rozmowę.
-A, byłbym zapomniał – powiedział w pewnym momencie Ron – Mam coś specjalnego na dzisiaj – uśmiechnął się tajemniczo – Zostań tu i zamknij oczy.
Hermiona wystawiła do niego język i zmrużyła powieki.
W tym czasie rudzielec zbiegł do swojego pokoju i zabrał z niego latarkę Harry’ego, orzeszki ziemne, paczkę ciastek i chipsów, wino i dodatkowy koc. Zapomniał oczywiście, że jest czarodziejem, toteż nie użył zaklęcia Accio, tylko co chwila wchodził na strych z jakąś rzeczą i schodził po następną. Trochę to trwało, a kiedy przypomniał sobie, że może używać magii, zostały mu do przyniesienia tylko dwa kieliszki. „Jestem kretynem” – przeleciało mu przez głowę, po czym zachichotał pod nosem. Mruknął „Accio kieliszki” i nagle w jego wyciągniętej dłoni znalazły się dwa, nieco brudne, kryształowe naczynia. Zadowolony  z siebie, wspiął się po schodach do czekającej na niego Hermiony.
-No i jak tam, Romeo? – zażartowała dziewczyna, szczerząc do niego zęby i w dalszym ciągu nie otwierając oczu.
-Że co? Ro- co? – zdziwił się Ron, wsypując chipsy do miski.
-Opowiem ci tę historię. Kiedyś.
-Możesz dzisiaj. To znaczy, zależy, o czym jest.
Chłopak otworzył paczkę ciastek i orzeszków, po czym postawił na podłodze wino i je odkorkował. Obok alkoholu położył latarkę Harry’ego.
 -To jedna z najpiękniejszych mugolskich historii o miłości. Każdy mugol zna losy Romea i Julii… - rozmarzyła się Hermiona.
-Aha – odparł Weasley i spojrzał z góry na swoje dzieło – Dobra, możesz otworzyć oczy.
Brunetka uchyliła powieki. Kiedy zobaczyła przygotowane na ten wieczór przez Rona rzeczy, w jej oczach pojawiły się iskierki radości. Wyglądała jak małe dziecko, które dostało bardzo piękną zabawkę.
-Och, kochanie… - szepnęła i rzuciła mu się na szyję.
Rudy odwzajemnił uścisk i oboje usiedli na materacu. Ron podał Hermionie dwa koce i uśmiechnął się.
-Nie wiedziałem, że z ciebie taka amatorka słodyczy, Hermiono.
-Ha ha ha – mruknęła – Bardzo śmieszne. Przecież wiesz, że to nie z powodu jakichś głupich słodyczy. Podoba mi się fakt, że tak się dla mnie starasz.
-Muszę – rzekł chłopak z kamienną twarzą – Gdybym się nie starał i nie kupował orzeszków, jakiś głupi Krum albo co gorsza McLaggen sprzątnąłby mi cię sprzed nosa. A tego bym nie zniósł, nie teraz… Nigdy.
-Oj, Ron. Dobrze wiesz, że ani McLaggen, ani Krum nie byli dla mnie tacy jak ty. Nikt nie był. Mimo tych wszystkich kłótni, tego bólu, to… to ja zawsze wierzyłam, że ty się zmienisz i mnie zauważysz.
-To ja miałem nadzieję, że ty w końcu zobaczysz mnie. Ale lepszego, nie tego rudego kretyna, wkurzającego wszystkich naokoło i marudzącego jak ciotka Muriel. Tak bardzo chciałem ci pokazać tę lepszą stronę siebie.
Hermiona przysunęła się do niego tak, że teraz siedzieli dokładnie naprzeciwko siebie, twarzą w twarz. Oboje mogli przez oczy dostrzec własne dusze i wnętrza. Brunetka wzięła Rona za rękę.
-Zawsze widziałam twoją dobrą stronę, Ron.
I pocałowała go delikatnie w usta.
-No, świetnie, Hermiono – powiedział chłopak – Niepotrzebnie przynosiłem to żarcie. Szczególnie słodycze.
Hermiona zachichotała i sięgnęła po chipsa.
-Śmieszny jesteś – stwierdziła i poczochrała jego rudą czuprynę.
-Wiem.

piątek, 11 lutego 2011

Trochę rutyny

 
Hermiona siedziała w miękkim fotelu i zagłębiała się w lekturze. Było wczesne popołudnie, może ok. godziny piętnastej, i promienie słońca próbowały dostać się do maleńkiej sypialni. Drobinki kurzu osadzały się na szafach, nocnym stoliku, ubraniach, krześle, łóżku i wszystkim, co znajdowało się w pomieszczeniu.
Dziewczyna czytała od jakiegoś czasu romans napisany przez swoją ulubioną mugolską autorkę – Kathleene Jonson. Książka nosiła tytuł „W ramionach wiosennego wiatru”. Był to od jakiegoś czasu bestseller, który miał ogromne wzięcie w tym miesiącu, bowiem pisarka, jako że była to trzecia część z trylogii „Romansów Jonson”, uchyliła rąbka tajemnicy w związku z treścią książki. Mianowicie główni bohaterowie, Elza i Jake, mieli potajemnie wziąć ślub i wyjechać na Florydę, aby tam ukryć się na jakiś czas przed wścibskimi rodzinami i przyjaciółmi. Coś jak Romeo i Julia, tylko we współczesności.
Hermiona uwielbiała czytywać romanse, jednak nigdy nie „pochłaniała” ich w tak szybkim tempie, jak teraz. Rozmyślała nad tą sprawą nie raz i nie dwa, i za każdym razem stwierdzała, że związek jej i Rona ma na to ogromny wpływ. Młoda kobieta przeżywała obecnie najpiękniejszy okres w swoim życiu, będąc z rudowłosym chłopakiem, trzymając go za rękę w czasie spacerów na pobliskiej łące, całując jego ciepłe usta przy blasku świec i siedząc na ganku Nory, wpatrując się w gwiazdy… Hermiona nie wyobrażała sobie, że cokolwiek mogłoby pójść źle, nie tak, jak powinno. Często jednak takie myśli ją przygnębiały, ponieważ za nic nie chciała utracić jakże kruchej miłości…
„Elza po cichu weszła do przedpokoju, bez przerwy wpatrując się w czubki głów rodziców oglądających poranne wiadomości. Miała nadzieję wyrwać się z tego nudnego i przygnębiającego chaosu, jaki panował w jej rodzinnym domu. Tak naprawdę tylko w ramionach Jake’a czuła się szczęśliwa i spełniona życiowo, ale gdyby jej rodzice dowiedzieli się o ich miłości, od razu by ją zniszczyli. Dziewczyna nie pojmowała, dlaczego oni tak bardzo nie cierpią jej chłopaka. Nigdy nie przyprowadziła go nawet do swojego mieszkania ze względu na rodzinę. <<Może niepotrzebnie im w ogóle mówiłam, że z nim chodzę… Może by nie byli uprzedzeni i wszystko byłoby w porządku…>>, myślała, skradając się do kuchni.
Przypadkiem wpadła na krzesło stojące, nie wiadomo, z jakiej racji, na środku pomieszczenia. Zrobił się okropny hałas, kiedy mebel runął na podłogę z głośnym łoskotem i uderzył zdenerwowaną Elzę w kolano. Jej matka wpadła jak strzała do kuchni i wytrzeszczyła oczy.
-Elza, zwariowałaś?! Co ty, u licha, wyprawiasz, dziewczyno?! – krzyczała pani Gearns, pomagając córce podnieść się.
-To nie moja wina, że to cholerne krzesło stało na środku! – odburknęła Elza, wyswobadzając się z uścisku matki.
Kobieta spojrzała na nastolatkę i kręcąc głową, wyszła.
I wtem wiele rzeczy zdarzyło się naraz.
Przez okno wskoczył chłopak, Elza znów upadła na ziemię, stłukła talerz, który miała w ręce i spojrzała nieprzytomnie na przybysza.
-Jake?!

W kuchni państwa Weasley panował chaos, bałagan i istna stajnia Augiasza. Zresztą, nie pierwszy raz, gdy Molly Weasley gotowała obiad. Pani domu zmagała się z gulaszem, ziemniakami i pieczonymi kiełbaskami, machając różdżką dookoła. Kiedy potrawy dochodziły do siebie, usiadła na sfatygowanym krześle i otarła pot z czoła.
-Ginny! – krzyknęła, zerkając na córkę, która właśnie udawała, że jej nie widzi – Chodź no tu, młoda damo!
Dziewczyna niechętnie weszła do kuchni, powłócząc nogami. Miała nietęgą minę i lekki nieład na głowie.
-Tak, mamo?
Molly zmierzyła ją wzrokiem.
-Weź talerze i co tam jeszcze, i nakryj do stołu.
-A Ron? – spytała z wyrzutem Ginny – Zbija bąki, tak? I mu na to pozwalasz, z tego co rozumiem?
-Och, dajże spokój, Ginny! – machnęła ręką jej matka – Ron jest w ogrodzie i ma nie lada problem z gnomami, więc nie marudź i bierz się do roboty.
Po tych słowach pani Weasley przerzuciła sobie brudną ścierkę przez ramię i wyszła.
-Super. – mruknęła Ginny pod nosem, wyjmując z szuflady obrus i sztućce – Nawet magii mi jeszcze nie wolno używać.


-Na gacie Merlina!
Kopnięty przez Rona gnom przeleciał przez ogród i wylądował daleko poza granicami Nory. Odgnamianie ogródka było zajęciem znienawidzonym przez chłopaka odkąd tylko sięgał pamięcią. Osobiście twierdził, że eksmisja tych brudnych i obleśnych stworzonek to bezsensowna robota, ponieważ gnomy wracały za parę dni do ogrodu Weasleyów i siały w nim spustoszenie jak dawniej. Na szczęście tym razem było ich niewiele, chociaż usunięcie nawet tylko kilku z nich równało się z cudem. I tę „brudną robotę” zawsze dostawał Ron, podczas gdy reszta jego rodzeństwa siedziała w domu i zajmowała się o wiele bardziej czystymi rzeczami.
Rudzielec wytarł twarz o rękaw, wsadził różdżkę do tylnej kieszeni spodni i ruszył w stronę Nory, brudny od ziemi. Jego ubiór w tej chwili prezentował się nadzwyczaj mizernie, jednak pamiętał, że bywało gorzej, i w duchu miał nadzieję, że Hermiona nie będzie musiała oglądać go w takim stanie. „W sumie to może i wyprałaby mi rzeczy” – myślał, przechodząc przez próg domu i kierując się na górę do łazienki – „Taki… prawie małżeński gest, pranie na przykład koszuli…”
Małżeński czy niemałżeński, w każdym razie chłopak na pewno ucieszyłby się z takiego obrotu sprawy. Hermiona jak najbardziej wyprałaby mu ubrania, szczególnie, że miała od paru dni dobry humor. Koszmary przestały jej się śnić, kiedy Ron zabrał ją na wysprzątany (w miarę) strych i spali tam razem od tygodnia. Czerwiec zapowiadał się dla młodych zakochanych nadzwyczaj ciekawie właśnie z powodu wyśmienitego nastroju Hermiony Granger. Jej chłopak zaczął częściej żartować niż dotychczas, a młoda czarownica wręcz promieniała. Ułatwiało to im kontakty z Ginny i Harrym, jak i z pozostałymi Weasleyami. Słowem – wszystko szło jak najlepiej, a do tego na dworze robiło się coraz cieplej.
Ron stanął przed lustrem i o mało nie wybuchnął śmiechem. To, co zobaczył, przechodziło granice jakiegokolwiek ładu. Jego rude włosy albo niezdarnie opadały na czoło, albo stały mu na czubku głowy. Twarz miał całą umorusaną od ziemi i błota. Jego i tak mało widoczne piegi teraz znajdowały się pod grubą warstwą brudu, a całość przedstawiała się marnie, a nawet komicznie. Nic dziwnego, że rudzielec złapał się za brzuch, po czym szybko obmył sobie buzię i ręce. Następnie wpadł jak strzała do zawalonej gratami sypialni, opróżnił szafę i znalazł sobie jakiś czarny T-shirt w białe paski i trochę dziurawe spodnie. Machnął ręką na bałagan, który zrobił, i zszedł na dół pewny, że Hermiona już tam jest. W kuchni zastał tylko siostrę i matkę krzątające się wokół stołu.
-Gdzie Hermiona? – spytał, siadając na wolnym krześle.
W tym samym momencie do pomieszczenia wtargnął Harry, zmęczony do granic możliwości i opadł na siedzenie obok przyjaciela.
-Hej – mruknął do Rona.
-Stary, co z tobą?
-Nie pytaj… - odparł czarnowłosy, ale po chwili zniżył głos do szeptu i nachylił się ku Weasleyowi – Latałem za kurami, bo twoja matka powiedziała, że na kolacje będzie jajecznica czy coś, no i wysłała mnie do kurnika… zresztą co ja ci będę mówił, wiesz jak to jest z kurami… szczególnie waszymi – dodał po chwili.
-Och – rzekł na to Ron i uśmiechnął się pod nosem.
Molly postawiła na stole ostatnią z potraw i oznajmiła na tyle głośno, że obiad gotowy, żeby usłyszeli ją wszyscy domownicy.
Na raz do kuchni wpadli: George, Percy, Charlie (który chwilowo mieszkał w Norze), Bill i Fleur (którzy przyjechali na wakacje).
-Co na obiad?
-Mmm, délicieux! - rzekła Fleur i nałożyła sobie pieczeń i pudding z wątróbki.
-Podaj mi te ziemniaki, George!
Takie i inne zdania padały podczas jedzenia rodzinnego obiadu w jakże rodzinnej atmosferze. Po jakimś czasie Ron stwierdził, że kogoś mu brakuje. I nie był to jego ojciec, który w tym samym momencie przekroczył próg Nory.
-No, kochani, jestem już! – przywitał się ze wszystkimi, siadając przy stole – Ooo, co my dzisiaj tu mamy?
Chwilę później Ron znowu zaczął się zastanawiać, co mogło się stać z jego dziewczyną, że nie zeszła na dół na obiad.
-Gdzie jest Hermiona? – odezwał się do Harry’ego, siedzącego po jego lewej stronie.
-Na górze, chyba czyta.
„Oczywiście” – przeleciało chłopakowi przez głowę – „Można się było domyślić”.
Nie wyjaśniając nic nikomu, Ron wspiął się po schodach na górę i zapukał do sypialni Hermiony.

„…pocałował ją z taką zapalczywością i namiętnością, jakiej Elza nigdy dotąd nie poznała, toteż nogi ugięły jej się w kolanach. Upadłaby, gdyby nie to, że Jake obejmował ją w talii, gładził po plecach i…”
Puk, puk.
Hermiona oderwała się od jednego z ciekawszych momentów książki, lecz nie zdenerwowała się faktem, że ktoś jej przerwał. Była pewna, że to Ron, Harry albo Ginny, a na nich nie miała serca się złościć. Zresztą, i tak zasiedziała się nad lekturą i nawet nie pomogła przy obiedzie. Pani Weasley oczywiście mówiła jej, że nie musi nic robić, więc dziewczyna skorzystała z okazji i zamknęła się w swoim małym pokoiku.
Hermiona odłożyła książkę na stolik stojący obok pufy i spojrzała wyczekująco na drzwi.
-Proszę!
Do pokoju wszedł Ron, odgarniając z czoła grzywkę bujnych, rudych włosów. Jego dziewczyna uwielbiała, kiedy to robił, toteż uśmiechnęła się do niego szeroko. Ron odwzajemnił uśmiech i kucnął przy niej. Hermiona poczochrała go trochę i zsunęła się z fotela; jej oczy znalazły się na poziomie jego oczu.
-Nie, nie o to chodzi – uprzedził ją rudzielec, kiedy już przymykała oczy, czekając na pocałunek.
Panna Granger zraziła się nieco, co rozbawiło jej chłopaka.
-Ale nie martw się, – zaczął tajemniczo – nie ominie cię to.
-Co się stało?
Ron wziął ją za ręce i podniósł, po czym zszedł z nią na dół, mówiąc pokrótce, że wszyscy na nią czekają.



-O choroba, ale się najadłem! – jęknął Harry, masując się po brzuchu.
Razem z Ginny, Ronem i Hermioną leżeli teraz w salonie i odpoczywali.
-Ty żarłoku! – zażartowała jego dziewczyna i przytuliła się do niego.
Ron stał przy oknie i obserwował, co dzieje się na zewnątrz. Słońce powoli chowało się za horyzontem, jednak mimo późnej pory na dworze było jeszcze ciepło i przyjemnie. Hermiona siedziała na miękkim dywanie i zaśmiewała się z wyczynów Harry’ego, który starał się z największym trudem usadowić się na kanapie tak, aby przy okazji nie zwalić z siebie Ginny. Wyglądało to przezabawnie.
-A może byśmy się przeszli, co wy na to? – spytał ni stąd, ni zowąd Ron.
-Super, z moją kondycją po tym koszmarnie wielkim żarciu to chyba nie ma szans, ale warto spróbować, nie przeczę. Kto mi pomoże wstać? – odparł jego przyjaciel z kamienną twarzą.
Ginny i Herm parsknęły niepohamowanym śmiechem.
-Stary, musiałeś się tak obżerać?
Rudzielec również miał uśmiech na twarzy, patrząc na „obżartego” kolegę.


Kilka minut później czwórka przyjaciół wędrowała po łąkach, jakie rozciągały się wzdłuż i wszerz wokół domu Weasleyów. Była naprawdę piękna pogoda; świerszcze grały na swych małych skrzypeczkach melodie miłe dla ucha, takie, które najlepiej brzmią właśnie w letnie wieczory takie jak ten. Dwie pary przemierzały bezkres zieleni, żeglując w morzu trawy. Harry i Ginny, wtuleni w siebie, żyli w swoim własnym świecie uczuć, nie przeszkadzając dwojgu zakochanym, którzy szli nieco z tyłu. Ron trzymał Hermionę za rękę i opowiadał jej różne drobne żarciki. Po każdym skończonym dowcipie brunetka wybuchała perlistym śmiechem i prosiła o jeszcze, ściskając mocniej jego dłoń. Wtedy rudzielec wymyślał coś na poczekaniu, ale zawsze potrafił rozbawić dziewczynę, czasem do łez. Kiedy już nie mieli sił na śmiech, Ron otaczał ją ramieniem, całując w czoło. Za każdym razem z satysfakcją stwierdzał, że Hermionę przeszywają dreszcze, kiedy jego usta dotykają jakiejkolwiek części jej ciała. Były to jednak najbardziej pozytywne dreszcze, jakie kiedykolwiek istniały na tej planecie.


Kolejny rozdział dodany! ;D Szybko mi idzie, oj szybko... Ale coś mi się wydaje, że będę miała baaaaardzo słabe branie :( No nic, może jednak ktoś tu wejdzie, kto wie... Tym razem inspirował mnie jedynie mój kochany mózg (^^) i mam nadzieję, że dobrze mnie zainspirował... xD

czwartek, 10 lutego 2011

To już przeszłość

 
  Ciemność. Strach. Czy to możliwe, żeby jeszcze kiedyś nastała światłość…?
„Zostaw mnie!...”
„Ale… to nie tak… ja…”
„Jasne, rozumiem. Wybrałaś JEGO. Nie będę wam w takim razie przeszkadzał!”
„Błagam… nie zostawiaj mnie…”
TRZASK.
Hermiona przewróciła się na drugi bok. Pościel delikatnie sfrunęła na podłogę i dziewczyna skuliła się, obejmując rękami misia, którego od kilku godzin przyciskała najmocniej jak mogła do piersi. Zimny pot spływał z jej czoła, ciałem wstrząsnęły dreszcze. Przecież to niemożliwe, że on odszedł…
„Ron!... Ron, BŁAGAM!...”
Zaczęła się miotać po całym posłaniu, z trudem powstrzymując szloch. Przecież prosiła go, żeby wrócił… Dlaczego z nią nie został…? Dlaczego złamał obietnicę, jaką złożył w imię przyjaźni?... W imię uczucia, które do niej żywił?
Hermiona zacisnęła pięści, po czym je rozluźniła, i misiek spadł na podłogę, prosto w jedwabną pościel. W tym samym momencie nawiedziły ją wizje sprzed paru miesięcy, okropne wizje, których nie sposób było zapomnieć…
„Zabierzcie chłopców do piwnicy! Ta szlama zostaje ze mną!”
TRZASK.
„HERMIOOOONOOO!!!”
TRZASK.
„Gdzie jest miecz Godryka Gryffindora?! GDZIE ON JEST, TY OBRZYDLIWA SZLAMO?!”
„Nie wiem, nie wiem…”
Jeszcze jedno cięcie na delikatnej skórze… Kolejna mała literka wyryta mugolską krwią na jej ciele… SZLAMA.
Dziewczyna wydała z siebie zduszony okrzyk i z impetem usiadła na posłaniu. A więc to tylko sen, pomyślała, nic mi nie grozi… To już przeszłość.
Hermiona dotknęła drżącą ręką swojego mokrego czoła. Było bardzo zimne. Rozejrzała się po pokoju, wciąż odczuwając dreszcze rozchodzące się po całym jej obolałym ciele. Była bezpieczna. Nie pamiętała już koszmaru, choć dopiero przed chwilą się z niego wybudziła. W pokoju, który chwilowo był jej sypialnią, panował spokój i przytulna atmosfera. Młoda kobieta wstała i przypadkiem nadepnęła na pluszaka leżącego wciąż na drewnianej podłodze. Podniosła go ostrożnie i uśmiechnęła się do siebie. Przypominał jej czasy, kiedy jeszcze nie była czarodziejką, kiedy świat wydawał się być kolorowy i szczęśliwy, kiedy zło nie istniało w jej maleńkiej, ale jakże mądrej główce… Odłożyła zabawkę na łóżko i z trudem podeszła do bardzo brudnego okna. Hm, przemknęło jej przez głowę, a więc jestem w najpiękniejszym miejscu na ziemi.
Stałaby tak do końca świata i podziwiała zaniedbany ogród wokół równie zaniedbanego domu, gdyby ktoś nie przerwał jej refleksji. Drzwi do pokoju zaskrzypiały i do sypialni dziewczyny cicho, lecz zdecydowanie, wszedł człowiek.
Hermiona odwróciła się niechętnie i na postać padła smuga księżycowego światła. Rude włosy, szczery i słodki uśmiech, no i ta szkarłatna piżama w misie…
-Dlaczego nie śpisz? – brzmiały słowa, które wypowiedział mężczyzna stojący pośrodku pokoju i wpatrujący się intensywnie w Hermionę.
Brunetka westchnęła cicho, przyglądając się chłopakowi. Nie poruszyła się, nie podeszła do niego, nie usiadła na łóżku, nic. Tkwiła w jednej pozycji, okrywając się zwiewnym szlafrokiem.
-Hermiono, wszystko w porządku? – dopytywał się Ron, powoli posuwając się w stronę drobnej młodej kobiety.
-Och, tak… ja tylko…
Jej usta zdrętwiały, kiedy znalazła się w ciepłych i mocnych ramionach. Wtuliła się w Rona i czekała, aż ten delikatnie pogładzi ją po włosach, ujmie za brodę i wyszepcze do ucha najsłodsze ze wszystkich słów na ziemi…
-Krzyczałaś.
Mężczyzna poruszył się niespokojnie, obejmując drżącą na całym ciele Hermionę. Bał się o nią. Od jakiegoś czasu nocne wizje dawały się jej mocno we znaki. Każdej nocy Ron Weasley słyszał, jak dziewczyna stacza krwawą walkę ze swoimi koszmarami, ale nie wiedział, jak jej pomóc. Nikt inny nie był mu droższy od Hermiony. Ponad rok temu stała się jego oczkiem w głowie, całym jego światem, powietrzem, którym oddychał. Nie wyobrażał sobie życia bez niej.
Hermiona zadrżała, kiedy chłopak objął ją w talii swymi dużymi, ciepłymi i bezpiecznymi dłońmi. Były to jednak dreszcze tak pozytywne, że domagała się w głębi duszy, aby przeszywały ją każdego dnia i każdej nocy. Przylgnęła do jego torsu i wsłuchała się w bicie serca. Było miarowe, lecz Hermiona doskonale wiedziała, że Ron jest niespokojny, trzymając ją w ramionach. Ta noc była którąś z kolei, kiedy do niej przyszedł i uspokajał ją swoim dotykiem.
-Ron, przepraszam… Po prostu nie mogę zapomnieć tamtych miesięcy… Bałam się, bardzo… - wyszeptała.
Brunetka powoli podniosła głowę. Błękit oczu Rona był w tej chwili największą magią, jakiej doznała. Oczarowywał ją, był dla niej ukojeniem i lekiem. Pragnęła patrzeć w jego oczy przez wieczność, a nawet dłużej… Świat mógł dobiec końca w każdej chwili, a ona i tak nie przestałaby kochać jego niebieskich, niebiańskich wręcz tęczówek…
-Ciii… - szepnął ochrypłym głosem Ron, zbliżając się do niej na tyle, że ich czoła zetknęły się. – Wiem, że się nadal boisz… Hermiono, ale ja jestem z tobą… I choćby nie wiem co, nie pozwolę żadnemu palantowi cię skrzywdzić.
Ten drobny żarcik rozproszył jej uwagę i dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się.
-Mów do mnie jeszcze – poprosiła, na powrót przytulając się do niego.
-Chodź – rzekł rudzielec i ujął ją delikatnie za rękę – Dzisiaj będziesz spała u mnie.
Cóż, może to nie było do końca zgodne z zasadami Hermiony Granger, ale w końcu ją i Rona łączyło tak głębokie uczucie, że zgodziła się natychmiast na tę propozycję, i przyciskając jego dłoń do swych malinowych ust, weszła z nim do jego pokoju.
  Mimo obecności Rona, dziewczyna nie potrafiła zasnąć. On czuwał nad nią, tuląc ją mocno do siebie i szepcząc jej do ucha słowa, które były dla niej bardziej rozkoszne niż wszystkie wyrazy zawarte w księgach, które tak często czytała, w pamiętnikach, które niegdyś pisała, słowem, miłość Rona nie porównywała się do niczego na świecie. Hermiona kochała go równie mocno, całym swym sercem, lecz były takie momenty, gdy bała się, że jej miłość jest krucha jak sen i może w każdej chwili przemienić się w koszmary, które ostatnimi nocami nawiedzały jej umysł. Zbyt wiele zdarzyło się w ciągu ubiegłych miesięcy, by Hermiona była w stanie natychmiast zapomnieć o wyprawie z Harrym i Ronem i o wszystkich przykrościach, które ją wówczas spotkały. Codziennie dziękowała Bogu za to, że Voldemort przeminął, skończył się, a wraz z nim jego cała potęga i groza, jaką rozsiewał wokół siebie. Trudno byłoby kochać Rona, gdyby w głębi jej duszy wciąż tkwił strach sprzed lat grozy i ciemności…
-To już przeszłość – szepnęła do Rona.
On uśmiechnął się do niej delikatnie, zatopił dłoń w jej włosach i zasmakował jej cudownie malinowych ust, błyszczących w świetle księżyca.



No i co wy na to? :) To mój pierwszy rozdział, więc proszę o wyrozumiałość xD Wiem, wiem, jest dosyć ponury wraz z Hermioną miewającą straaaaaszne sny niczym Harry, ale następny będzie bardzo pozytywny :)

PS. Do napisania właśnie takiego, a nie innego, natchnęła mnie piosenka My Skin – Natalie Merchant… Nie wiem, dlaczego, w sumie nie jest aż tak zgodna z treścią rozdziału, ale ja zawsze byłam z lekka zdziwaczała, więc tak to wyszło :D Następny rozdział już niedługo!