REGULAMIN I TEMATYKA

Witam wszystkich, którzy choć trochę pofatygowali się, aby wejść na tego bloga i przeczytać przynajmniej jeden rozdział.
Zanim przejdę do opisu tego, co znajdziecie w moim blogu, zamieszczam regulamin i zalecam przestrzegania zasad.

1. Blog jest o miłości Rona i Hermiony, więc jeśli ktoś nie akceptuje tego paringu bądź nie jest fanem Harry'ego Pottera, niech lepiej opuści tę stronę, bo to nie na jego nerwy (wiem coś o tym).
2. Nie toleruję komentarzy związanych z jakimiś "Dramione", "Harry&Hermiona forever" albo inne głupoty, np. "Ron jest brzydki, a Hermiona pasuje tylko do Draco". Dlaczego? A dlatego, że po prostu nie mogę znieść innego połączenia niż R/Hr, więc proszę o wyrozumiałość.
3. Kopiowanie treści jest dozwolone, ale tylko pod warunkiem powiadomienia mnie o zaistniałej sytuacji.
4. Życzę miłego czytania! :)

Jeżeli przyjdą mi w najbliższym czasie dodatkowe punkty regulaminu, zamieszczę je na blogu niezwłocznie.

A teraz o treści...

Jest rok 1998, 25 maja, czyli dokładnie 23 dni po II Bitwie o Hogwart. Harry i Hermiona mieszkają tymczasowo w Norze, rodzinnym domu Weasleyów. Trwa odbudowa zamku, w którym mieści się szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Nasza trójka + Ginny pomagają w renowacji budynku wraz z przyjaciółmi: Luną, Neville'm, Seamus'em, Dean'em i itd. Na początku akcja toczy się głównie w domu Rona i Ginny, w Hogwarcie oraz w okolicach, później przeniesie się m.in. na Florydę, do nowego domu Harry'ego, do małego mieszkanka Rona i Hermiony.
Rozdziały dzielą się na:
-"mroczne"
-śmieszne i zabawne
-romantyczne
-o nastoletniej miłości
-z kłótniami

Obecnie mam nadzieję napisać ok. 40 rozdziałów, lecz wszystko może się zmienić. Notki dodaję w różnym czasie ze względu na naukę i sprawy osobiste.

Mam wielką nadzieję, że moja historia spodoba się chociaż kilku osobom :) Zapraszam do lektury!

piątek, 11 lutego 2011

Trochę rutyny

 
Hermiona siedziała w miękkim fotelu i zagłębiała się w lekturze. Było wczesne popołudnie, może ok. godziny piętnastej, i promienie słońca próbowały dostać się do maleńkiej sypialni. Drobinki kurzu osadzały się na szafach, nocnym stoliku, ubraniach, krześle, łóżku i wszystkim, co znajdowało się w pomieszczeniu.
Dziewczyna czytała od jakiegoś czasu romans napisany przez swoją ulubioną mugolską autorkę – Kathleene Jonson. Książka nosiła tytuł „W ramionach wiosennego wiatru”. Był to od jakiegoś czasu bestseller, który miał ogromne wzięcie w tym miesiącu, bowiem pisarka, jako że była to trzecia część z trylogii „Romansów Jonson”, uchyliła rąbka tajemnicy w związku z treścią książki. Mianowicie główni bohaterowie, Elza i Jake, mieli potajemnie wziąć ślub i wyjechać na Florydę, aby tam ukryć się na jakiś czas przed wścibskimi rodzinami i przyjaciółmi. Coś jak Romeo i Julia, tylko we współczesności.
Hermiona uwielbiała czytywać romanse, jednak nigdy nie „pochłaniała” ich w tak szybkim tempie, jak teraz. Rozmyślała nad tą sprawą nie raz i nie dwa, i za każdym razem stwierdzała, że związek jej i Rona ma na to ogromny wpływ. Młoda kobieta przeżywała obecnie najpiękniejszy okres w swoim życiu, będąc z rudowłosym chłopakiem, trzymając go za rękę w czasie spacerów na pobliskiej łące, całując jego ciepłe usta przy blasku świec i siedząc na ganku Nory, wpatrując się w gwiazdy… Hermiona nie wyobrażała sobie, że cokolwiek mogłoby pójść źle, nie tak, jak powinno. Często jednak takie myśli ją przygnębiały, ponieważ za nic nie chciała utracić jakże kruchej miłości…
„Elza po cichu weszła do przedpokoju, bez przerwy wpatrując się w czubki głów rodziców oglądających poranne wiadomości. Miała nadzieję wyrwać się z tego nudnego i przygnębiającego chaosu, jaki panował w jej rodzinnym domu. Tak naprawdę tylko w ramionach Jake’a czuła się szczęśliwa i spełniona życiowo, ale gdyby jej rodzice dowiedzieli się o ich miłości, od razu by ją zniszczyli. Dziewczyna nie pojmowała, dlaczego oni tak bardzo nie cierpią jej chłopaka. Nigdy nie przyprowadziła go nawet do swojego mieszkania ze względu na rodzinę. <<Może niepotrzebnie im w ogóle mówiłam, że z nim chodzę… Może by nie byli uprzedzeni i wszystko byłoby w porządku…>>, myślała, skradając się do kuchni.
Przypadkiem wpadła na krzesło stojące, nie wiadomo, z jakiej racji, na środku pomieszczenia. Zrobił się okropny hałas, kiedy mebel runął na podłogę z głośnym łoskotem i uderzył zdenerwowaną Elzę w kolano. Jej matka wpadła jak strzała do kuchni i wytrzeszczyła oczy.
-Elza, zwariowałaś?! Co ty, u licha, wyprawiasz, dziewczyno?! – krzyczała pani Gearns, pomagając córce podnieść się.
-To nie moja wina, że to cholerne krzesło stało na środku! – odburknęła Elza, wyswobadzając się z uścisku matki.
Kobieta spojrzała na nastolatkę i kręcąc głową, wyszła.
I wtem wiele rzeczy zdarzyło się naraz.
Przez okno wskoczył chłopak, Elza znów upadła na ziemię, stłukła talerz, który miała w ręce i spojrzała nieprzytomnie na przybysza.
-Jake?!

W kuchni państwa Weasley panował chaos, bałagan i istna stajnia Augiasza. Zresztą, nie pierwszy raz, gdy Molly Weasley gotowała obiad. Pani domu zmagała się z gulaszem, ziemniakami i pieczonymi kiełbaskami, machając różdżką dookoła. Kiedy potrawy dochodziły do siebie, usiadła na sfatygowanym krześle i otarła pot z czoła.
-Ginny! – krzyknęła, zerkając na córkę, która właśnie udawała, że jej nie widzi – Chodź no tu, młoda damo!
Dziewczyna niechętnie weszła do kuchni, powłócząc nogami. Miała nietęgą minę i lekki nieład na głowie.
-Tak, mamo?
Molly zmierzyła ją wzrokiem.
-Weź talerze i co tam jeszcze, i nakryj do stołu.
-A Ron? – spytała z wyrzutem Ginny – Zbija bąki, tak? I mu na to pozwalasz, z tego co rozumiem?
-Och, dajże spokój, Ginny! – machnęła ręką jej matka – Ron jest w ogrodzie i ma nie lada problem z gnomami, więc nie marudź i bierz się do roboty.
Po tych słowach pani Weasley przerzuciła sobie brudną ścierkę przez ramię i wyszła.
-Super. – mruknęła Ginny pod nosem, wyjmując z szuflady obrus i sztućce – Nawet magii mi jeszcze nie wolno używać.


-Na gacie Merlina!
Kopnięty przez Rona gnom przeleciał przez ogród i wylądował daleko poza granicami Nory. Odgnamianie ogródka było zajęciem znienawidzonym przez chłopaka odkąd tylko sięgał pamięcią. Osobiście twierdził, że eksmisja tych brudnych i obleśnych stworzonek to bezsensowna robota, ponieważ gnomy wracały za parę dni do ogrodu Weasleyów i siały w nim spustoszenie jak dawniej. Na szczęście tym razem było ich niewiele, chociaż usunięcie nawet tylko kilku z nich równało się z cudem. I tę „brudną robotę” zawsze dostawał Ron, podczas gdy reszta jego rodzeństwa siedziała w domu i zajmowała się o wiele bardziej czystymi rzeczami.
Rudzielec wytarł twarz o rękaw, wsadził różdżkę do tylnej kieszeni spodni i ruszył w stronę Nory, brudny od ziemi. Jego ubiór w tej chwili prezentował się nadzwyczaj mizernie, jednak pamiętał, że bywało gorzej, i w duchu miał nadzieję, że Hermiona nie będzie musiała oglądać go w takim stanie. „W sumie to może i wyprałaby mi rzeczy” – myślał, przechodząc przez próg domu i kierując się na górę do łazienki – „Taki… prawie małżeński gest, pranie na przykład koszuli…”
Małżeński czy niemałżeński, w każdym razie chłopak na pewno ucieszyłby się z takiego obrotu sprawy. Hermiona jak najbardziej wyprałaby mu ubrania, szczególnie, że miała od paru dni dobry humor. Koszmary przestały jej się śnić, kiedy Ron zabrał ją na wysprzątany (w miarę) strych i spali tam razem od tygodnia. Czerwiec zapowiadał się dla młodych zakochanych nadzwyczaj ciekawie właśnie z powodu wyśmienitego nastroju Hermiony Granger. Jej chłopak zaczął częściej żartować niż dotychczas, a młoda czarownica wręcz promieniała. Ułatwiało to im kontakty z Ginny i Harrym, jak i z pozostałymi Weasleyami. Słowem – wszystko szło jak najlepiej, a do tego na dworze robiło się coraz cieplej.
Ron stanął przed lustrem i o mało nie wybuchnął śmiechem. To, co zobaczył, przechodziło granice jakiegokolwiek ładu. Jego rude włosy albo niezdarnie opadały na czoło, albo stały mu na czubku głowy. Twarz miał całą umorusaną od ziemi i błota. Jego i tak mało widoczne piegi teraz znajdowały się pod grubą warstwą brudu, a całość przedstawiała się marnie, a nawet komicznie. Nic dziwnego, że rudzielec złapał się za brzuch, po czym szybko obmył sobie buzię i ręce. Następnie wpadł jak strzała do zawalonej gratami sypialni, opróżnił szafę i znalazł sobie jakiś czarny T-shirt w białe paski i trochę dziurawe spodnie. Machnął ręką na bałagan, który zrobił, i zszedł na dół pewny, że Hermiona już tam jest. W kuchni zastał tylko siostrę i matkę krzątające się wokół stołu.
-Gdzie Hermiona? – spytał, siadając na wolnym krześle.
W tym samym momencie do pomieszczenia wtargnął Harry, zmęczony do granic możliwości i opadł na siedzenie obok przyjaciela.
-Hej – mruknął do Rona.
-Stary, co z tobą?
-Nie pytaj… - odparł czarnowłosy, ale po chwili zniżył głos do szeptu i nachylił się ku Weasleyowi – Latałem za kurami, bo twoja matka powiedziała, że na kolacje będzie jajecznica czy coś, no i wysłała mnie do kurnika… zresztą co ja ci będę mówił, wiesz jak to jest z kurami… szczególnie waszymi – dodał po chwili.
-Och – rzekł na to Ron i uśmiechnął się pod nosem.
Molly postawiła na stole ostatnią z potraw i oznajmiła na tyle głośno, że obiad gotowy, żeby usłyszeli ją wszyscy domownicy.
Na raz do kuchni wpadli: George, Percy, Charlie (który chwilowo mieszkał w Norze), Bill i Fleur (którzy przyjechali na wakacje).
-Co na obiad?
-Mmm, délicieux! - rzekła Fleur i nałożyła sobie pieczeń i pudding z wątróbki.
-Podaj mi te ziemniaki, George!
Takie i inne zdania padały podczas jedzenia rodzinnego obiadu w jakże rodzinnej atmosferze. Po jakimś czasie Ron stwierdził, że kogoś mu brakuje. I nie był to jego ojciec, który w tym samym momencie przekroczył próg Nory.
-No, kochani, jestem już! – przywitał się ze wszystkimi, siadając przy stole – Ooo, co my dzisiaj tu mamy?
Chwilę później Ron znowu zaczął się zastanawiać, co mogło się stać z jego dziewczyną, że nie zeszła na dół na obiad.
-Gdzie jest Hermiona? – odezwał się do Harry’ego, siedzącego po jego lewej stronie.
-Na górze, chyba czyta.
„Oczywiście” – przeleciało chłopakowi przez głowę – „Można się było domyślić”.
Nie wyjaśniając nic nikomu, Ron wspiął się po schodach na górę i zapukał do sypialni Hermiony.

„…pocałował ją z taką zapalczywością i namiętnością, jakiej Elza nigdy dotąd nie poznała, toteż nogi ugięły jej się w kolanach. Upadłaby, gdyby nie to, że Jake obejmował ją w talii, gładził po plecach i…”
Puk, puk.
Hermiona oderwała się od jednego z ciekawszych momentów książki, lecz nie zdenerwowała się faktem, że ktoś jej przerwał. Była pewna, że to Ron, Harry albo Ginny, a na nich nie miała serca się złościć. Zresztą, i tak zasiedziała się nad lekturą i nawet nie pomogła przy obiedzie. Pani Weasley oczywiście mówiła jej, że nie musi nic robić, więc dziewczyna skorzystała z okazji i zamknęła się w swoim małym pokoiku.
Hermiona odłożyła książkę na stolik stojący obok pufy i spojrzała wyczekująco na drzwi.
-Proszę!
Do pokoju wszedł Ron, odgarniając z czoła grzywkę bujnych, rudych włosów. Jego dziewczyna uwielbiała, kiedy to robił, toteż uśmiechnęła się do niego szeroko. Ron odwzajemnił uśmiech i kucnął przy niej. Hermiona poczochrała go trochę i zsunęła się z fotela; jej oczy znalazły się na poziomie jego oczu.
-Nie, nie o to chodzi – uprzedził ją rudzielec, kiedy już przymykała oczy, czekając na pocałunek.
Panna Granger zraziła się nieco, co rozbawiło jej chłopaka.
-Ale nie martw się, – zaczął tajemniczo – nie ominie cię to.
-Co się stało?
Ron wziął ją za ręce i podniósł, po czym zszedł z nią na dół, mówiąc pokrótce, że wszyscy na nią czekają.



-O choroba, ale się najadłem! – jęknął Harry, masując się po brzuchu.
Razem z Ginny, Ronem i Hermioną leżeli teraz w salonie i odpoczywali.
-Ty żarłoku! – zażartowała jego dziewczyna i przytuliła się do niego.
Ron stał przy oknie i obserwował, co dzieje się na zewnątrz. Słońce powoli chowało się za horyzontem, jednak mimo późnej pory na dworze było jeszcze ciepło i przyjemnie. Hermiona siedziała na miękkim dywanie i zaśmiewała się z wyczynów Harry’ego, który starał się z największym trudem usadowić się na kanapie tak, aby przy okazji nie zwalić z siebie Ginny. Wyglądało to przezabawnie.
-A może byśmy się przeszli, co wy na to? – spytał ni stąd, ni zowąd Ron.
-Super, z moją kondycją po tym koszmarnie wielkim żarciu to chyba nie ma szans, ale warto spróbować, nie przeczę. Kto mi pomoże wstać? – odparł jego przyjaciel z kamienną twarzą.
Ginny i Herm parsknęły niepohamowanym śmiechem.
-Stary, musiałeś się tak obżerać?
Rudzielec również miał uśmiech na twarzy, patrząc na „obżartego” kolegę.


Kilka minut później czwórka przyjaciół wędrowała po łąkach, jakie rozciągały się wzdłuż i wszerz wokół domu Weasleyów. Była naprawdę piękna pogoda; świerszcze grały na swych małych skrzypeczkach melodie miłe dla ucha, takie, które najlepiej brzmią właśnie w letnie wieczory takie jak ten. Dwie pary przemierzały bezkres zieleni, żeglując w morzu trawy. Harry i Ginny, wtuleni w siebie, żyli w swoim własnym świecie uczuć, nie przeszkadzając dwojgu zakochanym, którzy szli nieco z tyłu. Ron trzymał Hermionę za rękę i opowiadał jej różne drobne żarciki. Po każdym skończonym dowcipie brunetka wybuchała perlistym śmiechem i prosiła o jeszcze, ściskając mocniej jego dłoń. Wtedy rudzielec wymyślał coś na poczekaniu, ale zawsze potrafił rozbawić dziewczynę, czasem do łez. Kiedy już nie mieli sił na śmiech, Ron otaczał ją ramieniem, całując w czoło. Za każdym razem z satysfakcją stwierdzał, że Hermionę przeszywają dreszcze, kiedy jego usta dotykają jakiejkolwiek części jej ciała. Były to jednak najbardziej pozytywne dreszcze, jakie kiedykolwiek istniały na tej planecie.


Kolejny rozdział dodany! ;D Szybko mi idzie, oj szybko... Ale coś mi się wydaje, że będę miała baaaaardzo słabe branie :( No nic, może jednak ktoś tu wejdzie, kto wie... Tym razem inspirował mnie jedynie mój kochany mózg (^^) i mam nadzieję, że dobrze mnie zainspirował... xD

czwartek, 10 lutego 2011

To już przeszłość

 
  Ciemność. Strach. Czy to możliwe, żeby jeszcze kiedyś nastała światłość…?
„Zostaw mnie!...”
„Ale… to nie tak… ja…”
„Jasne, rozumiem. Wybrałaś JEGO. Nie będę wam w takim razie przeszkadzał!”
„Błagam… nie zostawiaj mnie…”
TRZASK.
Hermiona przewróciła się na drugi bok. Pościel delikatnie sfrunęła na podłogę i dziewczyna skuliła się, obejmując rękami misia, którego od kilku godzin przyciskała najmocniej jak mogła do piersi. Zimny pot spływał z jej czoła, ciałem wstrząsnęły dreszcze. Przecież to niemożliwe, że on odszedł…
„Ron!... Ron, BŁAGAM!...”
Zaczęła się miotać po całym posłaniu, z trudem powstrzymując szloch. Przecież prosiła go, żeby wrócił… Dlaczego z nią nie został…? Dlaczego złamał obietnicę, jaką złożył w imię przyjaźni?... W imię uczucia, które do niej żywił?
Hermiona zacisnęła pięści, po czym je rozluźniła, i misiek spadł na podłogę, prosto w jedwabną pościel. W tym samym momencie nawiedziły ją wizje sprzed paru miesięcy, okropne wizje, których nie sposób było zapomnieć…
„Zabierzcie chłopców do piwnicy! Ta szlama zostaje ze mną!”
TRZASK.
„HERMIOOOONOOO!!!”
TRZASK.
„Gdzie jest miecz Godryka Gryffindora?! GDZIE ON JEST, TY OBRZYDLIWA SZLAMO?!”
„Nie wiem, nie wiem…”
Jeszcze jedno cięcie na delikatnej skórze… Kolejna mała literka wyryta mugolską krwią na jej ciele… SZLAMA.
Dziewczyna wydała z siebie zduszony okrzyk i z impetem usiadła na posłaniu. A więc to tylko sen, pomyślała, nic mi nie grozi… To już przeszłość.
Hermiona dotknęła drżącą ręką swojego mokrego czoła. Było bardzo zimne. Rozejrzała się po pokoju, wciąż odczuwając dreszcze rozchodzące się po całym jej obolałym ciele. Była bezpieczna. Nie pamiętała już koszmaru, choć dopiero przed chwilą się z niego wybudziła. W pokoju, który chwilowo był jej sypialnią, panował spokój i przytulna atmosfera. Młoda kobieta wstała i przypadkiem nadepnęła na pluszaka leżącego wciąż na drewnianej podłodze. Podniosła go ostrożnie i uśmiechnęła się do siebie. Przypominał jej czasy, kiedy jeszcze nie była czarodziejką, kiedy świat wydawał się być kolorowy i szczęśliwy, kiedy zło nie istniało w jej maleńkiej, ale jakże mądrej główce… Odłożyła zabawkę na łóżko i z trudem podeszła do bardzo brudnego okna. Hm, przemknęło jej przez głowę, a więc jestem w najpiękniejszym miejscu na ziemi.
Stałaby tak do końca świata i podziwiała zaniedbany ogród wokół równie zaniedbanego domu, gdyby ktoś nie przerwał jej refleksji. Drzwi do pokoju zaskrzypiały i do sypialni dziewczyny cicho, lecz zdecydowanie, wszedł człowiek.
Hermiona odwróciła się niechętnie i na postać padła smuga księżycowego światła. Rude włosy, szczery i słodki uśmiech, no i ta szkarłatna piżama w misie…
-Dlaczego nie śpisz? – brzmiały słowa, które wypowiedział mężczyzna stojący pośrodku pokoju i wpatrujący się intensywnie w Hermionę.
Brunetka westchnęła cicho, przyglądając się chłopakowi. Nie poruszyła się, nie podeszła do niego, nie usiadła na łóżku, nic. Tkwiła w jednej pozycji, okrywając się zwiewnym szlafrokiem.
-Hermiono, wszystko w porządku? – dopytywał się Ron, powoli posuwając się w stronę drobnej młodej kobiety.
-Och, tak… ja tylko…
Jej usta zdrętwiały, kiedy znalazła się w ciepłych i mocnych ramionach. Wtuliła się w Rona i czekała, aż ten delikatnie pogładzi ją po włosach, ujmie za brodę i wyszepcze do ucha najsłodsze ze wszystkich słów na ziemi…
-Krzyczałaś.
Mężczyzna poruszył się niespokojnie, obejmując drżącą na całym ciele Hermionę. Bał się o nią. Od jakiegoś czasu nocne wizje dawały się jej mocno we znaki. Każdej nocy Ron Weasley słyszał, jak dziewczyna stacza krwawą walkę ze swoimi koszmarami, ale nie wiedział, jak jej pomóc. Nikt inny nie był mu droższy od Hermiony. Ponad rok temu stała się jego oczkiem w głowie, całym jego światem, powietrzem, którym oddychał. Nie wyobrażał sobie życia bez niej.
Hermiona zadrżała, kiedy chłopak objął ją w talii swymi dużymi, ciepłymi i bezpiecznymi dłońmi. Były to jednak dreszcze tak pozytywne, że domagała się w głębi duszy, aby przeszywały ją każdego dnia i każdej nocy. Przylgnęła do jego torsu i wsłuchała się w bicie serca. Było miarowe, lecz Hermiona doskonale wiedziała, że Ron jest niespokojny, trzymając ją w ramionach. Ta noc była którąś z kolei, kiedy do niej przyszedł i uspokajał ją swoim dotykiem.
-Ron, przepraszam… Po prostu nie mogę zapomnieć tamtych miesięcy… Bałam się, bardzo… - wyszeptała.
Brunetka powoli podniosła głowę. Błękit oczu Rona był w tej chwili największą magią, jakiej doznała. Oczarowywał ją, był dla niej ukojeniem i lekiem. Pragnęła patrzeć w jego oczy przez wieczność, a nawet dłużej… Świat mógł dobiec końca w każdej chwili, a ona i tak nie przestałaby kochać jego niebieskich, niebiańskich wręcz tęczówek…
-Ciii… - szepnął ochrypłym głosem Ron, zbliżając się do niej na tyle, że ich czoła zetknęły się. – Wiem, że się nadal boisz… Hermiono, ale ja jestem z tobą… I choćby nie wiem co, nie pozwolę żadnemu palantowi cię skrzywdzić.
Ten drobny żarcik rozproszył jej uwagę i dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się.
-Mów do mnie jeszcze – poprosiła, na powrót przytulając się do niego.
-Chodź – rzekł rudzielec i ujął ją delikatnie za rękę – Dzisiaj będziesz spała u mnie.
Cóż, może to nie było do końca zgodne z zasadami Hermiony Granger, ale w końcu ją i Rona łączyło tak głębokie uczucie, że zgodziła się natychmiast na tę propozycję, i przyciskając jego dłoń do swych malinowych ust, weszła z nim do jego pokoju.
  Mimo obecności Rona, dziewczyna nie potrafiła zasnąć. On czuwał nad nią, tuląc ją mocno do siebie i szepcząc jej do ucha słowa, które były dla niej bardziej rozkoszne niż wszystkie wyrazy zawarte w księgach, które tak często czytała, w pamiętnikach, które niegdyś pisała, słowem, miłość Rona nie porównywała się do niczego na świecie. Hermiona kochała go równie mocno, całym swym sercem, lecz były takie momenty, gdy bała się, że jej miłość jest krucha jak sen i może w każdej chwili przemienić się w koszmary, które ostatnimi nocami nawiedzały jej umysł. Zbyt wiele zdarzyło się w ciągu ubiegłych miesięcy, by Hermiona była w stanie natychmiast zapomnieć o wyprawie z Harrym i Ronem i o wszystkich przykrościach, które ją wówczas spotkały. Codziennie dziękowała Bogu za to, że Voldemort przeminął, skończył się, a wraz z nim jego cała potęga i groza, jaką rozsiewał wokół siebie. Trudno byłoby kochać Rona, gdyby w głębi jej duszy wciąż tkwił strach sprzed lat grozy i ciemności…
-To już przeszłość – szepnęła do Rona.
On uśmiechnął się do niej delikatnie, zatopił dłoń w jej włosach i zasmakował jej cudownie malinowych ust, błyszczących w świetle księżyca.



No i co wy na to? :) To mój pierwszy rozdział, więc proszę o wyrozumiałość xD Wiem, wiem, jest dosyć ponury wraz z Hermioną miewającą straaaaaszne sny niczym Harry, ale następny będzie bardzo pozytywny :)

PS. Do napisania właśnie takiego, a nie innego, natchnęła mnie piosenka My Skin – Natalie Merchant… Nie wiem, dlaczego, w sumie nie jest aż tak zgodna z treścią rozdziału, ale ja zawsze byłam z lekka zdziwaczała, więc tak to wyszło :D Następny rozdział już niedługo!